Peryferie
Menu
  • English
  • Filmy
  • Planeta Ziemia
  • Natura Ludzka
  • Obyczaje
  • Kraje
    • Azerbejdżan
    • Birma
    • Chiny
    • Indie
    • Indonezja
    • Iran
    • Japonia
    • Kazachstan
    • Kirgistan
    • Malezja
    • Mongolia
    • Nepal
    • Pakistan
    • Rosja
    • Singapur
    • Korea Południowa
    • Sri Lanka
    • Tajwan
    • Tajlandia
    • Wietnam
    ROZDZIAŁ 17 – GANDŻA I SZEKI, AZERBEJDŻAN
    Jul 21, 2019
    ROZDZIAŁ 17 – GANDŻA I SZEKI, AZERBEJDŻAN
    ROZDZIAŁ 16 – YANAR DAG, AZERBEJDŻAN
    Jul 14, 2019
    ROZDZIAŁ 16 – YANAR DAG, AZERBEJDŻAN
    ROZDZIAŁ 15 – BAKU, AZERBEJDŻAN
    Jun 20, 2019
    ROZDZIAŁ 15 – BAKU, AZERBEJDŻAN
    Pagoda Szwedagon – czcigodny świadek buddyjskiego nowicjatu
    Aug 13, 2017
    Pagoda Szwedagon – czcigodny świadek buddyjskiego nowicjatu
    Jiankou, czyli Wielki Mur Chiński i jak z niego nie spaść
    Feb 12, 2017
    Jiankou, czyli Wielki Mur Chiński i jak z niego nie spaść
    Kawah Ijen – piękno z piekła rodem
    Feb 19, 2017
    Kawah Ijen – piękno z piekła rodem
    Prawdziwe oblicze Iranu
    Jan 20, 2020
    Prawdziwe oblicze Iranu
    ROZDZIAŁ 21 – JAZD, IRAN
    Sep 1, 2019
    ROZDZIAŁ 21 – JAZD, IRAN
    ROZDZIAŁ 21 – KASZAN, IRAN
    Aug 25, 2019
    ROZDZIAŁ 21 – KASZAN, IRAN
    ROZDZIAŁ 20 – SNOWBOARD W IRANIE
    Aug 18, 2019
    ROZDZIAŁ 20 – SNOWBOARD W IRANIE
    Legendy Nikko
    Apr 9, 2017
    Legendy Nikko
    ROZDZIAŁ 14 – JEDWABNY SZLAK, KAZACHSTAN część II
    Jun 1, 2019
    ROZDZIAŁ 14 – JEDWABNY SZLAK, KAZACHSTAN część II
    ROZDZIAŁ 13 – JEDWABNY SZLAK, KAZACHSTAN część I
    May 15, 2019
    ROZDZIAŁ 13 – JEDWABNY SZLAK, KAZACHSTAN część I
    Rozdział 11 – Ałmaty, Kazachstan
    Feb 2, 2019
    Rozdział 11 – Ałmaty, Kazachstan
    Rozdział 10 – Pawłodar, Kazachstan
    Jan 11, 2019
    Rozdział 10 – Pawłodar, Kazachstan
    ROZDZIAŁ 12 – BISZKEK, KIRGISTAN
    Apr 30, 2019
    ROZDZIAŁ 12 – BISZKEK, KIRGISTAN
    Dwie twarze Issyk-Kul
    Nov 1, 2018
    Dwie twarze Issyk-Kul
    Malakka – od myszo-jelenia do miasta Światowego Dziedzictwa UNESCO
    Jan 8, 2017
    Malakka – od myszo-jelenia do miasta Światowego Dziedzictwa UNESCO
    Rozdział 9 – Ulgii, Mongolia
    Dec 26, 2018
    Rozdział 9 – Ulgii, Mongolia
    Rozdział 8 – Kobdo, Mongolia
    Nov 30, 2018
    Rozdział 8 – Kobdo, Mongolia
    Na Granicy Światów
    Nov 28, 2018
    Na Granicy Światów
    Rozdział 7 – Bajanchongor, Mongolia
    Nov 25, 2018
    Rozdział 7 – Bajanchongor, Mongolia
    Życie w górach Nepalu – trekking przez Himalaje
    Mar 26, 2017
    Życie w górach Nepalu – trekking przez Himalaje
    Anioł stróż z kałasznikowem
    Sep 29, 2019
    Anioł stróż z kałasznikowem
    Duch Buriacji
    Oct 25, 2018
    Duch Buriacji
    Dwie Świątynie Posolska
    Sep 16, 2018
    Dwie Świątynie Posolska
    Rozdział 4 – Buriacja, Rosja
    Aug 21, 2018
    Rozdział 4 – Buriacja, Rosja
    Rozdział 3 – Krasnojarsk, Rosja
    Aug 6, 2018
    Rozdział 3 – Krasnojarsk, Rosja
    Thaipusam – sposób na znalezienie szczęścia
    Apr 19, 2018
    Thaipusam – sposób na znalezienie szczęścia
    Najstarszy zakład fryzjerski w Singapurze
    Apr 27, 2017
    Najstarszy zakład fryzjerski w Singapurze
    Thaipusam – kiedy ciało staje się ofiarą
    Mar 12, 2017
    Thaipusam – kiedy ciało staje się ofiarą
    Taniec Lwa – tanecznym krokiem w Księżycowy Nowy Rok
    Feb 7, 2017
    Taniec Lwa – tanecznym krokiem w Księżycowy Nowy Rok
    Buddyzm pod wiszącą skałą
    Dec 28, 2017
    Buddyzm pod wiszącą skałą
    Market rybny w Dżafna, Sri Lanka
    May 7, 2017
    Market rybny w Dżafna, Sri Lanka
    Tsunami
    Jan 30, 2018
    Tsunami
    Market Damnoen Saduak – zakupy na fali
    Oct 30, 2017
    Market Damnoen Saduak – zakupy na fali
    Maeklong – tajski market z adrenaliną w tle
    Sep 11, 2017
    Maeklong – tajski market z adrenaliną w tle
    Smakosza przewodnik po Wietnamie
    Mar 5, 2017
    Smakosza przewodnik po Wietnamie
    Barwne życie ulic Ho Chi Minh City
    Dec 1, 2016
    Barwne życie ulic Ho Chi Minh City
  • Nasza Podróż
  • O Nas
Peryferie
  • English
  • Filmy
  • Planeta Ziemia
  • Natura Ludzka
  • Obyczaje
  • Kraje
    • Azerbejdżan
    • Birma
    • Chiny
    • Indie
    • Indonezja
    • Iran
    • Japonia
    • Kazachstan
    • Kirgistan
    • Malezja
    • Mongolia
    • Nepal
    • Pakistan
    • Rosja
    • Singapur
    • Korea Południowa
    • Sri Lanka
    • Tajwan
    • Tajlandia
    • Wietnam
  • Nasza Podróż
  • O Nas
Mongolia, Podróż

Rozdział 6 – Karakorum, Mongolia

posted by Aleksandra Wisniewska
Sep 20, 2018 2066 0 0
Share

Czekamy w kolejce po bilety do buddyjskiej świątyni Erdene Zuu. Wśród masy lokalnych jesteśmy jednymi z niewielu obcokrajowców, co czyni nas przedmiotem zerknięć kątem oka, wskazywania palcami i szeptów zakończonych chichotami.

Nagle, jeden ze współczekających zbiera się na odwagę. Ciągnie za rękę i hucznie coś po mongolsku tłumaczy. Z podtykanego nam pod nos telefonu wnioskujemy, że chce sobie z nami zrobić zdjęcie. Pozostali przyglądają się w napięciu. Zgodzą się czy nie? Chichoty milkną. Szepty rwą się wpół słowa. A my? Pozujemy do zdjęcia z odważniakiem, którego animusz prawdopodobnie wiąże się z procentami w wydychanym powietrzu. Kilka minut później, kiedy już wszyscy w promieniu pół kilometra mogą pochwalić się naszą podobizną w smartfonie wchodzimy na dziedziniec tego, co pozostało po kompleksie buddyjskich świątyń Erdene Zuu.

Kompleks powstał w 1585 roku, kiedy to buddyzm został uznany za religię państwową Mongolii. Kiedyś mógł pochwalić się sześćdziesięcioma świątyniami i miejscem dla niemal tysiąca rezydujących mnichów. Ale świetność ta nie wytrzymała starcia z wojnami, grabieżami i polityką. W latach trzydziestych, w ramach czystek religijnych komuniści zrównali miejsce z ziemią, zostawiając jedynie trzy istniejące dziś budynki. Co ciekawe, o ich zachowaniu zadecydował Stalin, który na ich przykładzie chciał pokazać zagranicznym sąsiadom, że komunizm zezwala na wolność religijną.

Masywne budynki z pobielanej cegły uginają się pod wspaniałymi, kilkupoziomowymi dachami wykańczanymi zieloną ceramiką. Ich wnętrze lśni złotem posągów Buddy i buddyjskich bóstw. Po obu stronach głównej bramy stoją dużo mniejsze, ale równie bogato zdobione budynki. Niemal całe ich wnętrze zajmują bębny modlitewne. Resztki wolnego miejsca zapełnia mrowie zatopionych w modłach ludzi. Kiedy usta bezgłośnie poruszają się w modlitwie, dłonie obracają masywny walec zgodnie z ruchem wskazówek zegara, łącząc w medytacji ciało i ducha.

Po wizycie w kompleksie głównym idziemy w stronę odległego krańca placu gdzie stoi drewniana, niepozorna brama. Prowadzi na zarośnięte trawą podwórze z krzyżem wąskich żwirowych ścieżek. U szczytu podwórza wznosi się biały dom. Mimo że leciwy cieszy oko złotymi zdobieniami i misternie rzeźbionymi ornamentami. Z jego drzwi wychyla się uśmiechnięta twarz odzianego w bordowe szaty mnicha. Dziś to tu rezyduje ich garstka, która stara się przywrócić religijne znaczenie historycznemu miejscu.

Budynki świątynne stoją ściana w ścianę z Karakorum, a raczej z tym, co pozostało po dawnej stolicy Imperium Mongolskiego. W 1235 roku Ögedei – trzeci syn wielkiego Dżyngis-chana – przemienił niewielką osadę gerów, jaką tu zastał w potężne, kosmopolityczne miasto. Kościół, meczety, świątynia buddyjska i przybytki pogańskie zgodnie koegzystowały obok siebie. Karakorum było siedzibą polityczną i kulturalną. Mieszkali tu najwspanialsi rzemieślnicy i rękodzielnicy. Ich dziełem było słynne Srebrne Drzewo Karakorum – potężna rzeźba wykonana z metali szlachetnych ze srebrnymi owocami wiszącymi z gałęzi. Cztery złote węże wiły się wokół pnia drzewa. Kiedy automatyczny anioł stojący na szczycie rzeźby przykładał do swych ust srebrną trąbkę, z paszcz gadów wypływały najlepsze alkohole świata na uciechę Ögedei i jego gości. Karakorum było dumą Mongolii przez 25 lat, kiedy to nowy chan przeniósł stolicę do Khanbaliq – dzisiejszego Pekinu.

Dziś pozostała po nim tylko wielka połać zieleni pomiędzy murami o wychodzących na cztery strony świata bramach. Z rzadka nasze stopy natykają się na kamienny zarys jakiejś budowli. Kilka kamieni ułożonych w geometryczny kształt. Może kiedyś ktoś tu mieszkał? Bił rozżarzony metal, formując go w ornament lub miecz? Może modlił się do swoich bogów o spełnienie najskrytszych marzeń? Ciężko nie poddać się melancholii, wiedząc, co kiedyś strzegło pobielane obwarowanie.

Melancholia, melancholią, ale nam trzeba ruszać dalej.

Droga z Karakorum do Arwajcheer zapowiada się bardzo dobrze. Suniemy radośnie pięknym, gładkim asfaltem wśród bezkresnego soczyście zielonego stepu.

Dwadzieścia kilometrów później asfalt głównej drogi zmienia się w pas zbitego, spękanego słońcem piachu. Stopniowo, nawet i ta droga zaczyna niknąć. W końcu przed nami wiją się tylko dwa paski wyjeżdżonych w trawie śladów.

Jest pięknie.

Gładkie stepy zaczynają wznosić się w łagodne wzgórza. Darń trawy okrywa je jak puchowy dywan. Na linii horyzontu, niezmącony błękit nieba tuli się do zielonego puchu.

Raz po raz torują nam drogę wełniane korki drogowe. Becząc i mecząc, stada owiec wierzgając, czmychają spod kół. Ich paniczna ucieczka śmieszy nadmiernym dramatyzmem przy naszym ślimaczym tempie.

Wreszcie dwa paski wyjeżdżonych śladów, mnożą się w chaotyczne nici biegnące we wszystkich kierunkach. Bawimy się, jadąc raz jedną, raz drugą siatką. Czasami wytyczamy naszą własną, prywatną drogę, niczym odkrywcy, zostawiając swój ślad na mongolskim stepie.

W końcu przed nami zaczyna łyskać srebro. Chciwie jedziemy w jego kierunku, tylko po to, żeby skończyć w błotnistej mazi rozlewiska kryjącego się w trawie. Za nim, wije się żywe srebro rzeki, którą jakimś cudem musimy przeciąć.

Wycofujemy. Jedziemy w górę strumienia. Rozlewisko. Daleko w dole nurtu – to samo.

Kluczenie w górę i dół rzeki zmienia naszą uroczą wyprawę we frustrującą mękę, a nas w parę zacietrzewionych kocurów.
– Zwolnij! Nie czujesz, jak trzęsie?!?
– To co? Mam się zatrzymać i pchać ten samochód?
– Stój! Dziura!
– Widzę przecież!!! Chcesz prowadzić, jak taka ekspertka jesteś?!?

Raz po raz wychodzimy z samochodu badać kolejne części strumienia i jego brzegu. Za każdym razem wracamy coraz bardziej wściekli.

Ostatnia deska ratunku to wąski przesmyk rzeczułki kryjący się w cieniu wzgórza. Brzeg jest gładki i suchy. Ale zbyt wysoki. Rzeka zbyt głęboka.
– Nigdy stąd nie wyjedziemy!
– Nie histeryzuj!
– Mówiłam, żeby nie…

Przerywamy wrzaski w pół słowa i patrzymy zahipnotyzowani, jak zachodzące słońce zmienia naszego srebrnego wroga w płynny ogień. Oświetlone promieniami wzgórze wychodzi z cienia i odkrywa przed nami misterny haftem z polnych kwiatów. Z niemal niewidocznych gerów zaczynają schodzić się krowy, łypiąc podejrzliwie długo-rzęsymi ślepiami w stronę nowych okazów u wodopoju.
– Wyciągaj stolik i krzesła. Zostajemy na noc.

Zostajemy na trzy. A rzekę udaje się w końcu przejechać bez problemu i w iście rajdowym stylu.

Share

Previous

Dwie Świątynie Posolska

Next

Pod opatrunkiem złotego stepu

FACEBOOK PAGE

Facebook widget

INSTAGRAM

peryferiemag

Karetką Dookoła Świata
Around the World in the Ambulance
From Poland to Alaska
📍 Our newest post 👇

Fragment podcastu, na całość zapraszamy do Dzia Fragment podcastu, na całość zapraszamy do Działu Zagranicznego.
[English below] Stolica Estonii to Stare Miasto. B [English below]
Stolica Estonii to Stare Miasto. Brukowane kręte uliczki, które proszą, żeby się w nich zagubić. I szynk w ratuszu – III Draakon. Znów podróż w czasie i przestrzeni. Wchodzimy do ciemnego wnętrza. Pachnie kamieniem, wilgocią, gotowanym mięsiwem i piwem. Siadamy przy drewnianych ławach. Łokciami przyklejamy się do blatu z warstwą zaschniętego chmielowego napitku. Szynkarki odziane w średniowieczne stroje, nastroje i maniery.

- A co mi tu będzie wydziwiał! Jest zupa na golonce, golonka z ziemniakami i piwo. Nikt go tu na siłę nie trzyma. Chce czegoś innego, to niech sobie znajdzie! – podparta pod boki kobieta krzyczy po angielsku, wymachując wielką drewnianą warząchwią w stronę klienta. Klient, cały dżinsowy wprost z nowoczesności, posłusznie kładzie uszy po sobie. Prosi o zupę. Szynkarka nabiera hojną porcję z gigantycznego kotła zawieszonego nad paleniskiem i podaje wystraszonemu mężczyźnie.

- Na zdrowie niech mu będzie – rzuca z szerokim uśmiechem, odwraca się do dwóch pozostałych szynkarek i już po estońsku z chichotem obrabia biedaka.
(link do całego tekstu w bio)
-----------------
The capital of Estonia is all about the Old Town. Winding cobblestone streets that beg to get lost in them. And a tavern in the town hall - III Draakon. A journey through time and space. We enter the dark interior. It smells of stone, dampness, cooked meat and beer. We sit on wooden benches. Our elbows stick to the countertop covered with a layer of dried hop drink. Innkeepers are dressed in medieval costumes, moods and manners.

“And what are you fussing about?! We have pork knuckle soup, pork knuckles with potatoes and beer. That's it! If that's not good for 'the sire', go and find something else! No one is forcing you to stay!" the woman, with her arms akimbo, shouts in English, waving a large wooden spoon at the customer. The all-denim customer, straight out of modernity, shrinks and asks for the soup. The innkeeper scoops a generous portion from the giant cauldron suspended over the hearth and hands it to the frightened man.

“Enjoy”, she says with a broad smile, turns to the other two innkeepers, and giggles at the poor man.
(link to the whole txt in bio)
Five years ago, we left Singapore. We sold out al Five years ago, we left Singapore.

We sold out almost seven years of life there, and what was left fit in three bags per person.

A perfect lesson in minimalism before an even bigger one - squeezing life into a homebulance.

We managed.

Just like, we managed to leave stability, safety and comfort behind. Exchange them at a very low rate for the inconvenience, uncertainty, and often pure fear.

What for? To have an adventure? Enjoy the adrenaline rush?

That too.

But most of all, to find what is important in yourself and follow it to the end.

Even if the mind loses its mind, and common sense tears the hair out of its head.

They quickly came around.

Because it was worth it. Because it is worth it.

Our journey continues. It takes different directions, but it's getting us closer to Alaska every day. Even when we're staying in one place. Every day we walk the path we chose five years ago, and every day we appreciate it even more.

Even though sometimes we don't feel like it and think that maybe enough is enough. But then we look back. At all the road turns we overcome, all the ups and downs, all the tears of frustration and happiness. And all the people who have blessed our path with their existence.

Then we look ahead. At the road turns that wind before us, and everything that awaits there. Mystery? Sadness? Joy? Friendships?

And let Alaska be somewhere there, far away. Let it exist so that it can be reached.

But let the journey itself last as long as possible.

#aroundtheworldintheambulance
Z okazji Dnia Kota - wszystkie koty Baku 😍🐈🐈‍⬛
... W całej pracowitej przyrodzie tylko ludzie tr ... W całej pracowitej przyrodzie tylko ludzie trwali bez ruchu.

Wędkarz w łódce po drugiej stronie jeziora zmienił się w konar z ramionami i wędką zastygłymi nad wodą.

W swoim domu kaszubski gospodarz Franciszek, do którego należy ziemia nad jeziorem, jeszcze nie odstygł z bezruchu snu. Otoczony domkami na dzierżawę, pełnymi snem letników, przekręca swoje osiemdziesiąt dziewięć lat na drugi bok. Gospodarki już nie ma. Już nie musi wcześnie wstawać.

Ale, kiedy się zbudzi, też będzie zajęty.
Najpierw sprawdzi obejście i swoje rzeźby: chłopków, co grają na organach i zagryzają fajki pod wąsami z szyszek, dwa białe zające, fliger, czyli samolot i działo ze szpuli po kablach i rury kanalizacyjnej. I wiatraki. Ten, co pokazuje czy bardzo dziś wietrznie – bardzo prosty, ale skuteczny, te wysokie z wnętrzem smukłych wieżyczek zdobionych kinkietami w kwiaty i ten jeden, jedyny, co zamiast czterech boków ma sześć.

Potem gospodarz podleje kwiaty. Tak jak obiecał żonie, kiedy szła na operację. Teraz od tygodnia dochodzi do siebie u córki. Już, już powinna wracać.

Wreszcie po śniadaniu siądzie do organów schowanych w szałerku. Zagra „Kaszubskie Jeziora”, a głos akordów, wzmocniony starym, ale sprawnym głośnikiem, poniesie się po jeziorze wprost do letników, co rozłożyli się na brzegu w kamperach.

Po koncercie pan Franciszek pójdzie do nich i za postój weźmie tyle, co na flaszkę. Bo tyle, co na piwo, to trochę za mało. Potem rozsiądzie się w jednym z letniskowych krzeseł i będzie młodym opowiadał jak to na Kaszubach się żyło i żyje.

Opowie, jak to za ojców było, kiedy przed wojną Niemiec rządził wioskami, a podatki były wysokie. A potem, we wojnie, jak chodził po domach z listą i trzeba było zdać plony, trzodę, ale tylko tyle, ile gospodarz mógł. I za to miał jeszcze płacone! Tak było we wojnie.

I pozwolenia były na ubój świniaka. Ale jak kto oszukał, to od razu – szu! – brali do Sztutowa! Chłop już nie wracał. A jak wiedzieli, że oszust? Ha! Brali mięso do weterynarza i ten pieczątki stawiał. Na każdym kawałeczku. A jak pieczątki nie było, to znaczy, że ubił drugie zwierzę. Kiedyś jeden nawet za owcę poszedł...

[Cała historia pod linkiem w bio]
Wyszli z niewielkiego czerwonego samochodu. Leciwe Wyszli z niewielkiego czerwonego samochodu. Leciwego, ale zadbanego. Ubrani elegancko. Tak, jak wypada w niedzielę. Nawet jeśli się idzie do lasu. Na grzyby.

Lasom też należy się niedzielny szacunek.

Pani w ciemnorubinowej bluzce z elegancką torebką w dłoni. Pan w wyprasowanej koszuli w kratę, schludnie wpuszczonej w dżinsowe spodnie.

Poszli.

Między drzewami kilka razy mignęła przyprószona siwizną głowa pana i kasztanowe loki pani.

Zniknęli.

Wrócili po dobrej godzinie.

- I jak? Kurki są? – zapytał Andrzej, bo wie, że las z kurków słynie.

- Oj słabo! Słabo bardzo – odpowiedział smętnie szpakowaty pan i potrząsnął reklamówką. – Ja to ledwie dno siatki zakryłem. Nawet wstyd pokazywać. Żona trochę więcej, bo to trzeba dobre oczy mieć. A u mnie już i oczy nie te i kręgosłup siada.

I rzeczywiście, szpakowaty pan zgiął się wpół, przeczekując falę bólu w plecach.

Za chwilę wyprostował się i ciągnął leśną opowieść.

- No i jeszcze, proszę pana, wszystkie nasze miejsca – bo my stale w te same chodzimy, bo wiemy, że tam zawsze kurki są – to przygnietli drzewem.

- Ano tak! Strasznie tam powycinane wgłębi. A to tak legalnie? – dopytywał Andrzej.

- Gdzie tam, proszę pana! Nielegalnie ścinają. Tu dokoła, proszę pana, są domki letniskowe. I prawie wszystkie z kominkami. Bo to ładnie. A właściciele do tych kominków drzewo muszą mieć. Kupić, proszę pana, drogo, a do lasu blisko.

Opowieść zatrzymuje nowa fala bólu. Ale już nie fizycznego. Żałości raczej. Za ściętymi drzewami.

- Ale tu, proszę pana, to jeszcze nic. Ja mam szwagra pod Lubiatowem i tam to tną na potęgę! Dobre drzewa. Zdrowe. A zaraz obok rośnie las. Stary. Chyba za trzysta lat będzie miał. I tam ziemia już tak próchnem nabrzmiała, że te drzewa same się przewracają. I nikt ich nie bierze. Tylko nowe tną. Zdrowe. I dlaczego tak?

Znów grymas bólu...
 [c.d. w komentarzach]
Follow on Instagram

Search

LEARN MORE

architecture architektura dom historia history home kuchnia kultura natura nature obyczaje religia

You Might Also Like

Azerbejdżan, Podróż
Jul 14, 2019

ROZDZIAŁ 16 – YANAR DAG, AZERBEJDŻAN

Godzina 6 rano. Kamperem stojącym na gigantycznym parkingu zaraz przy zatoce Baku buja na wszelkie strony. Dziś i...

Read More
0 2
Podróż, Rosja
Jun 27, 2018

Rozdział 1 – Wołgograd, Rosja

Trzy kraje, 3800 km i dwa tygodnie po rozpoczęciu wyprawy starą karetką dookoła świata znaleźliśmy się w...

Read More
0 0

Leave A Comment Cancel reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *


INSTAGRAM

peryferiemag

Karetką Dookoła Świata
Around the World in the Ambulance
From Poland to Alaska
📍 Our newest post 👇

[🇬🇧ENGLISH IN COMMENTS] Obecnie najczęsts [🇬🇧ENGLISH IN COMMENTS] 
Obecnie najczęstszym pytaniem z jakim się spotykamy jest: „Czy pandemia pokrzyżowała nam plany?”. 

Jasne! 

Według nich, już od ponad sześciu miesięcy mieliśmy przemierzać Afrykę. Prawdopodobnie przejechalibyśmy już zachodnią część, przecięli kontynent i zmierzali wschodnim wybrzeżem w stronę Republiki Południowej Afryki. Stąd mieliśmy promem wysłać „Rafałka” do Argentyny i w 2021 roku zacząć kolejny etap podróży. Tak, żeby wciągu zaplanowanych czterech lat dotrzeć do naszego celu – Alaski.

W zamian za to, już od niemal roku jesteśmy w Portugalii. 

Przez ten czas zdążyliśmy się w tym kraju zakochać bez pamięci – w kuchni, której smaki zmieniają się kalejdoskopowo w zależności od regionu, podobnie jak zmienia się krajobraz i aura. W kulturze i tradycjach, które są barwne, głośne i radosne, tak, jak ludzie Portugalii. Ludzie, którzy przyjmują nas niemal jak rodzinę wszędzie tam, gdzie się pojawiamy.

Tak, pandemia pokrzyżowała nam plany. Na szczęście.

Zatrzymała nas w miejscu na tyle długo, żebyśmy mogli sobie uświadomić, że nasza podróż przestała być podróżą. Stała się życiem. 

Uświadomiliśmy sobie, że cztery lata przerodzą się w cztery następne i następne i następne… Przestaliśmy się stresować niedotrzymanymi terminami przekraczania granic, nieodhaczonymi punktami na liście rzeczy do zobaczenia. Czas, z głównej przeszkody, niedogodności w naszej podróży, przerodził się w największego sprzymierzeńca.

Uziemiając nas, pandemia dała nam możliwość prze-ewaluowania naszych priorytetów. 

Cel jednak wciąż pozostaje bez zmian – Alaska. Wolniej, bardziej świadomie, ale do przodu. 

Zanim jednak ponownie pojawi się możliwość ponownego bezpiecznego przekraczania granic, zabierzemy Was w podróż po wspomnieniach z dwóch minionych lat w trasie… oraz po przepięknej Portugalii.

#portugalia #portugal #regua #altodouro
- Dzień dobry! Co tam? Zima idzie? Krzyknął An - Dzień dobry! Co tam? Zima idzie?

Krzyknął Andrzej. Bo on już tak ma, że jak widzi istotę ludzką, to zagaduje. Ja gadam do zwierząt. Ludzie są jego.
Teraz też krzyknął to swoje „dzień dobry”. Do człowieka oprócz nas jednego jedynego w okolicy. Bo tu, na szczycie grzbietu gdzieś pośrodku Beskidu Żywieckiego pod koniec października prawie nikogo.

To też zaczepiony mężczyzna się zdziwił. Nie dość, że jesteśmy, to jeszcze zagadujemy.

- Dzień dobry. Ano idzie – odpowiedział trochę podejrzliwie. Jakby sprawdzał, czy to na pewno do niego.

- No, my też się szykujemy. Gospodarz lada dzień ma nam drewno na opał dowieźć – ciągnął Andrzej, nawiązując do cylindrów jasnych świeżo porżniętych pniaków, co otaczały mężczyznę jak żółte kurczęta karmiącą je gospodynię. - Bo my tu zaraz obok chatkę wynajmujemy, wie pan.

I nagle, jakby w mężczyźnie coś pękło. Pękła tama podejrzliwości i popłynęła powódź mowy. Kilka słów rzuconych, ot tak, z grzeczności wywołało lawinę relacji, wspomnień, utyskiwań i pochwał. Tego wszystkiego, co to w człowieku siedzi cichutko jak zwierzątka jakieś, gotowe wyskoczyć, kiedy tylko nadarzy się sposobność.

- Ano, panie! Trzeba się szykować już teraz, bo pogoda jeszcze dobra, ale zaraz śnieg sypnie i koniec! A zima to zawsze czai się, czai i znienacka przychodzi. Raz jest pięknie, słonecznie jak dziś, a jutro już świata spod śniegu może nie być widać. Ja, panie, wiem, bo to tu już siedemdziesiąt lat żyję.

Siedemdziesiąt lat! Jezu drogi zmiłuj się! Chłop wysoki, szczupły. Prosty jak struna. Co prawda poczochrane wiatrem i pracą włosy bardziej siwe niż czarne, ale twarz zmarszczkami usiana tylko okazjonalnie. I to tylko takimi, co robią się od śmiechu – w kącikach ust i oczu. Ramiona i ręce mocne i pewne. Machają siekierą bez wysiłku jak skrzypek smyczkiem. A węzły mięśni na przedramionach tańczą w takt wybijanego przezeń rytmu i rzucają ciężkie drewniane kloce na zieloną przyczepkę małego traktora.

Siedemdziesiąt lat! Aż się chce za siekierę i piły łańcuchowe łapać, kloce przerzucać i pracować na taką siedemdziesięcioletnią formę.

- A może panu pomóc?

... Ciąg dalszy pod linkiem w bio :) 

#vanlife #kamper #góry #beskidżywiecki #drwal #podróże
[🇬🇧 ENGLISH IN COMMENTS] - Ależ on piękni [🇬🇧 ENGLISH IN COMMENTS]

- Ależ on pięknie wygląda! 

Pierwszy raz na Monastyr Sumela spojrzeliśmy z oddali mostu doń prowadzącego. Potężna budowla wtulała się w jeszcze potężniejszą górę. Bezpieczna w objęciach ostrych, skalistych stoków lewitowała nad falującym morzem zieleni. 

Według legendy, sama Matka Boska wskazała miejsce, na którym miała być wzniesiona budowla, gdzie spocznie jej ikona, wykonana przez Św. Łukasza. 

Boskie miejsce!

Im bardziej się zbliżaliśmy do monastyru, tym większy podziw w nas wzbudzał. Coraz dokładniej widzieliśmy koronki krużganków, którymi kiedyś spacerowali zakonnicy. Coraz wyraźniej wyobrażaliśmy sobie widoki, które musieli widzieć z okien swoich cel. Bezpiecznie zawieszeni w powietrzu na kamiennej chmurze monastyru.

Z aparatami w gotowości pędzimy do kasy, żeby jak najszybciej móc dokumentować piękno miejsca. Mimo ucha puszczamy uwagi kasjerki, że wejść można owszem, ale trwają teraz roboty renowacyjne. Kiwamy, głowami, że wiemy, że nieważne, że zapłacimy każdą cenę, żeby tylko zobaczyć na żywo obraz, który już wymalowaliśmy sobie w wyobraźni. 

Z palcami drżącymi gotowością naciskania migawki wpadamy na dziedziniec monastyru i …

...stajemy przed gigantycznym rusztowaniem, które zasłania absolutnie wszystko. Nie tylko sam budynek, ale i widok zeń się rozciągający.

Czasami warto wyciszyć nieco wyobraźnię, a wsłuchać się bardziej w słowa kasjerek.

#turkey #turcja #sümela #sümelamanastırı #sumelamonastery #yourshotphotographer
Five years ago, we left Singapore. We sold out al Five years ago, we left Singapore.

We sold out almost seven years of life there, and what was left fit in three bags per person.

A perfect lesson in minimalism before an even bigger one - squeezing life into a homebulance.

We managed.

Just like, we managed to leave stability, safety and comfort behind. Exchange them at a very low rate for the inconvenience, uncertainty, and often pure fear.

What for? To have an adventure? Enjoy the adrenaline rush?

That too.

But most of all, to find what is important in yourself and follow it to the end.

Even if the mind loses its mind, and common sense tears the hair out of its head.

They quickly came around.

Because it was worth it. Because it is worth it.

Our journey continues. It takes different directions, but it's getting us closer to Alaska every day. Even when we're staying in one place. Every day we walk the path we chose five years ago, and every day we appreciate it even more.

Even though sometimes we don't feel like it and think that maybe enough is enough. But then we look back. At all the road turns we overcome, all the ups and downs, all the tears of frustration and happiness. And all the people who have blessed our path with their existence.

Then we look ahead. At the road turns that wind before us, and everything that awaits there. Mystery? Sadness? Joy? Friendships?

And let Alaska be somewhere there, far away. Let it exist so that it can be reached.

But let the journey itself last as long as possible.

#aroundtheworldintheambulance
“What a gorgeous building!”, we exclaim in uni “What a gorgeous building!”, we exclaim in unison at sight of ancient mud and wood structure. Pale, sun-washed arches of balconies crown the first floor. The ground floor pleases an eye with intricate carvings around the doors and windows. Uneven boards, slanted angles, moss-covered roof – somehow all these imperfections come together in a perfect structure. “It is the 14th-century Amburiq Mosque”, explains our guide. “You see, it is not only one of the oldest mosques in Baltistan but also a symbol of unity. Up until the 16th century, Baltistan was mostly Buddhist. Even though, when in the 14th century Amir Kabir Syed Ali Hamdani – the Persian Sufi – showed up, all the people of the Shigar came together to help him build this mosque. It is a blend of cultures and architectures that you can clearly see in the Kashmiri, Tibetan and Persian patterns, symbols and motifs captured in the building. It is also a symbol and a statement that all the people, no matter the beliefs nor origins, can live together, peacefully side by side. It was created centuries ago, but I believe it is still possible.”
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
#lppathfinders #polishtravelblogs #yourshotphotographer #lpfanphoto #travel #nationalgeographictraveler #instatravel #picoftheday #BBCTravel #natgeo #natgeopl #nationalgeographic #aroundtheworld #magazynpodroze #poznajswiat #kontynenty #magazynkontynenty #lpinstatakeover #prostozpodrozy #polacywpodrozy #culturetrip #pakistan #amburiqmosque #shigar #pakistan #aroundtheworldintheambulance
The town of Shigar looks almost deserted. Shops, b The town of Shigar looks almost deserted. Shops, bazaars and tea houses are closed. There is nearly no one in sight. Only here and there, we can see small groups of people gathered around someone’s house. They skin and portion freshly killed sheep in celebration of Eid al-Adha – the Festival of Sacrifice. We drive through an unusually quiet town watching as people get ready to share the meat with their families, neighbours and the poorest. 
Suddenly, an uproar slits through a silent stillness of Shigar. Hundreds of excited voices rise to the sky only to fall down onto empty streets of the town, echoing between stone houses. The upheaval repeats itself over and over again. It gets louder as we drive nearer to the dirt square surrounded by stone walls. Perched on their top, are men in all ages – from few-year old boys to silver-haired gentlemen leaning on the walking stick. All of them gaze hypnotized at the centre of the dirt square.
And there, there is a war. Men on horses charge towards each other shouting. Their mounts glisten from sweat. Clusters of sand shoot out from under their hooves, while the men sitting atop fight with wooden poles for a tiny ball. When one of them succeeds the crowd loses itself in deafening cheer for the winning polo player.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
#lppathfinders #polishtravelblogs #yourshotphotographer #lpfanphoto #travel #nationalgeographictraveler #instatravel #picoftheday #BBCTravel #natgeo #natgeopl #nationalgeographic #aroundtheworld #magazynpodroze #poznajswiat #kontynenty #magazynkontynenty #lpinstatakeover #prostozpodrozy #polacywpodrozy #culturetrip #shigarvalley #polo #pakistan #aroundtheworldintheambulance
Follow on Instagram
Copyrights © 2020 www.peryferie.com All rights reserved.
Back top