Peryferie
Menu
  • English
  • Filmy
  • Planeta Ziemia
  • Natura Ludzka
  • Obyczaje
  • Kraje
    • Azerbejdżan
    • Birma
    • Chiny
    • Indie
    • Indonezja
    • Iran
    • Japonia
    • Kazachstan
    • Kirgistan
    • Malezja
    • Mongolia
    • Nepal
    • Pakistan
    • Rosja
    • Singapur
    • Korea Południowa
    • Sri Lanka
    • Tajwan
    • Tajlandia
    • Wietnam
    ROZDZIAŁ 17 – GANDŻA I SZEKI, AZERBEJDŻAN
    Jul 21, 2019
    ROZDZIAŁ 17 – GANDŻA I SZEKI, AZERBEJDŻAN
    ROZDZIAŁ 16 – YANAR DAG, AZERBEJDŻAN
    Jul 14, 2019
    ROZDZIAŁ 16 – YANAR DAG, AZERBEJDŻAN
    ROZDZIAŁ 15 – BAKU, AZERBEJDŻAN
    Jun 20, 2019
    ROZDZIAŁ 15 – BAKU, AZERBEJDŻAN
    Pagoda Szwedagon – czcigodny świadek buddyjskiego nowicjatu
    Aug 13, 2017
    Pagoda Szwedagon – czcigodny świadek buddyjskiego nowicjatu
    Jiankou, czyli Wielki Mur Chiński i jak z niego nie spaść
    Feb 12, 2017
    Jiankou, czyli Wielki Mur Chiński i jak z niego nie spaść
    Kawah Ijen – piękno z piekła rodem
    Feb 19, 2017
    Kawah Ijen – piękno z piekła rodem
    Prawdziwe oblicze Iranu
    Jan 20, 2020
    Prawdziwe oblicze Iranu
    ROZDZIAŁ 21 – JAZD, IRAN
    Sep 1, 2019
    ROZDZIAŁ 21 – JAZD, IRAN
    ROZDZIAŁ 21 – KASZAN, IRAN
    Aug 25, 2019
    ROZDZIAŁ 21 – KASZAN, IRAN
    ROZDZIAŁ 20 – SNOWBOARD W IRANIE
    Aug 18, 2019
    ROZDZIAŁ 20 – SNOWBOARD W IRANIE
    Legendy Nikko
    Apr 9, 2017
    Legendy Nikko
    ROZDZIAŁ 14 – JEDWABNY SZLAK, KAZACHSTAN część II
    Jun 1, 2019
    ROZDZIAŁ 14 – JEDWABNY SZLAK, KAZACHSTAN część II
    ROZDZIAŁ 13 – JEDWABNY SZLAK, KAZACHSTAN część I
    May 15, 2019
    ROZDZIAŁ 13 – JEDWABNY SZLAK, KAZACHSTAN część I
    Rozdział 11 – Ałmaty, Kazachstan
    Feb 2, 2019
    Rozdział 11 – Ałmaty, Kazachstan
    Rozdział 10 – Pawłodar, Kazachstan
    Jan 11, 2019
    Rozdział 10 – Pawłodar, Kazachstan
    ROZDZIAŁ 12 – BISZKEK, KIRGISTAN
    Apr 30, 2019
    ROZDZIAŁ 12 – BISZKEK, KIRGISTAN
    Dwie twarze Issyk-Kul
    Nov 1, 2018
    Dwie twarze Issyk-Kul
    Malakka – od myszo-jelenia do miasta Światowego Dziedzictwa UNESCO
    Jan 8, 2017
    Malakka – od myszo-jelenia do miasta Światowego Dziedzictwa UNESCO
    Rozdział 9 – Ulgii, Mongolia
    Dec 26, 2018
    Rozdział 9 – Ulgii, Mongolia
    Rozdział 8 – Kobdo, Mongolia
    Nov 30, 2018
    Rozdział 8 – Kobdo, Mongolia
    Na Granicy Światów
    Nov 28, 2018
    Na Granicy Światów
    Rozdział 7 – Bajanchongor, Mongolia
    Nov 25, 2018
    Rozdział 7 – Bajanchongor, Mongolia
    Życie w górach Nepalu – trekking przez Himalaje
    Mar 26, 2017
    Życie w górach Nepalu – trekking przez Himalaje
    Anioł stróż z kałasznikowem
    Sep 29, 2019
    Anioł stróż z kałasznikowem
    Duch Buriacji
    Oct 25, 2018
    Duch Buriacji
    Dwie Świątynie Posolska
    Sep 16, 2018
    Dwie Świątynie Posolska
    Rozdział 4 – Buriacja, Rosja
    Aug 21, 2018
    Rozdział 4 – Buriacja, Rosja
    Rozdział 3 – Krasnojarsk, Rosja
    Aug 6, 2018
    Rozdział 3 – Krasnojarsk, Rosja
    Thaipusam – sposób na znalezienie szczęścia
    Apr 19, 2018
    Thaipusam – sposób na znalezienie szczęścia
    Najstarszy zakład fryzjerski w Singapurze
    Apr 27, 2017
    Najstarszy zakład fryzjerski w Singapurze
    Thaipusam – kiedy ciało staje się ofiarą
    Mar 12, 2017
    Thaipusam – kiedy ciało staje się ofiarą
    Taniec Lwa – tanecznym krokiem w Księżycowy Nowy Rok
    Feb 7, 2017
    Taniec Lwa – tanecznym krokiem w Księżycowy Nowy Rok
    Buddyzm pod wiszącą skałą
    Dec 28, 2017
    Buddyzm pod wiszącą skałą
    Market rybny w Dżafna, Sri Lanka
    May 7, 2017
    Market rybny w Dżafna, Sri Lanka
    Tsunami
    Jan 30, 2018
    Tsunami
    Market Damnoen Saduak – zakupy na fali
    Oct 30, 2017
    Market Damnoen Saduak – zakupy na fali
    Maeklong – tajski market z adrenaliną w tle
    Sep 11, 2017
    Maeklong – tajski market z adrenaliną w tle
    Smakosza przewodnik po Wietnamie
    Mar 5, 2017
    Smakosza przewodnik po Wietnamie
    Barwne życie ulic Ho Chi Minh City
    Dec 1, 2016
    Barwne życie ulic Ho Chi Minh City
  • Nasza Podróż
  • O Nas
Peryferie
  • English
  • Filmy
  • Planeta Ziemia
  • Natura Ludzka
  • Obyczaje
  • Kraje
    • Azerbejdżan
    • Birma
    • Chiny
    • Indie
    • Indonezja
    • Iran
    • Japonia
    • Kazachstan
    • Kirgistan
    • Malezja
    • Mongolia
    • Nepal
    • Pakistan
    • Rosja
    • Singapur
    • Korea Południowa
    • Sri Lanka
    • Tajwan
    • Tajlandia
    • Wietnam
  • Nasza Podróż
  • O Nas
Japonia, Planeta Ziemia

Legendy Nikko

posted by Aleksandra Wisniewska
Apr 9, 2017 2546 0 0
Share

W przestronnej restauracji rodzina szuka schronienia przed siąpiącym na zewnątrz deszczem. Każdy kąt obszernej sali zastawiony jest tysiącem przedmiotów.

Na półkach stoją zbierane latami pamiątki, pożółkłe od słońca zdjęcia, stare dziecięce lalki i rozpadające się w szwach pluszowe maskotki. Ze ścian – białych płacht papieru obsadzonych w drewnianych ramach – zwisają kalendarze z tego roku i lat przeszłych. Akwarelowe malunki smoków i kwitnącej sakury kołyszą się w podmuchach sufitowego wiatraka. Obok nich – kaligrafowane japońskie znaki oznajmiają przybyszom porzekadła i przysłowia.

Rodzice sadzają córki – obie ubrane w prześlicznie kwieciste, odświętne jukaty – przy jednym ze stolików na środku sali. Z pomieszczenia na końcu pokoju wychodzi do nich siwa, przygarbiona wiekiem kobieta.

– Pogoda prosi się o gorącą sobę – troskliwy, ale zdecydowany głos obwieszcza zamówienie bez pytania się o nie gości.

Po chwili przed całą czwórką stoją parujące miski z zupą. Na ciemnym, gryczanym makaronie tonącym w rybnym wywarze, piętrzą się dodatki: grzyby, posiekany szczypior i cebula, kombu – marynowane wodorosty, aburaage – cienkie, smażone plastry sojowego tofu i wreszcie naruto – rybne ciastko z różowym znakiem wiru wodnego słynnej cieśniny Naruto, łączącej Morze Japońskie z Pacyfikiem.

– A księżniczka dlaczego taka smutna? – pyta staruszka, widząc wygięta w podkówkę buzię młodszej z dziewczynek.

– Nie bardzo jej w smak dzisiejsze zwiedzanie. Musiała wcześnie rano wstać. Do tego, ledwie co wysiedliśmy z pociągu z Tokio, a tu rozpadał się deszcz.

– Hmmmm, no tak, tak. Ciężka przeprawa czeka księżniczkę – kiwa ze zrozumieniem głową babcia – Ale będzie warto. Widzisz, jest takie przysłowie: „Nie mów kekko [już dość], dopóki nie zobaczysz Nikko”. Wiesz dlaczego? Bo to jest miejsce baśniowe i magiczne.

Staruszka sadza sobie dziecko na kolanach i zaczyna opowieść.

– Zanim spadną ostatnie krople deszczu, wyjdzie słońce. Po niebie roztoczy się tęcza sięgająca aż do Mostu Shinkyo. Kiedyś, tylko szogun miał przywilej jego przekraczania. Jeden z czerwonych końców mostu ginie w zieleni lasu przytulonego do miasta, drugi dochodzi do terenów świątyni Toshogu.

– Do samej Toshogu prowadzi szeroka, asfaltowa droga. Wije się ona przez stary, cedrowy las pachnący wilgotną korą i szyszkami. U zwieńczenia drogi stoi pagoda. Pod okapami każdego z jej pięter kryją się misternie rzeźbione, przecudnie barwne ozdoby. Każde piętro to symbol jednego z żywiołów: wody, ognia, ziemi i powietrza. Piąty, to eter, który łączy wszystkie pozostałe elementy w materię tworzącą wszechświat.

Do dziewczynki siedzącej na kolanach babci dołącza jej starsza siostra. Staruszka uśmiecha się na widok jej szeroko otwartych z zaciekawienia oczu i kontynuuje opowieść.

– Za pagodą zobaczycie schodki i masywną bramę. Jej czarny dach chroni przed deszczem figury bóstw shinto – strażników wejścia i opiekunów świątyni. Za bramą rozciąga się brukowany plac. Jego kontury usiane są dziesiątkami, kamiennych latarni. Nad nimi górują budynki zabudowań gospodarskich. Nawet one są misternie zdobione rzeźbami i złotą farbą.

– W świątynnej stajni przywita was rżenie białego świętego konia. Jego zdrowia strzegą trzy mądre małpy rzeźbione pod dachem budynku. Wiecie dlaczego nazywane są mądrymi? – pyta staruszka.
Zarówno dziewczynki jak i ich rodzice przecząco kręcą głowami.

– Bo nie dopuszczają do siebie niegodziwości i podłości. Każda z nich zakrywa swoje oczy, uszy i usta by zła nie widzieć, zła nie słyszeć i o złu nie mówić. Zasady te towarzyszą im we wszystkich kolejach życia: beztroskim dzieciństwie, trudach dojrzewania i poszukiwania sensu istnienia, aż po nieuniknioną śmierć. Osiem rzeźbionych paneli stajennego poddasza opowie wam ich historię.

– Potem przejdziecie przez bramę Yomeimon. Wspaniała, rozłożysta budowla zachwyci was złotym kończeniem wyginającego się ku niebu dachu. Chroni on swoimi masywnymi ramionami drewniane ściany zdobione ponad 400 rzeźbionymi ornamentami. Ci, którzy po raz pierwszy ujrzeli przepych bramy, nie mogli się na sią napatrzeć. Stąd też wzięło się jej drugie imię „higurashi-no-mon” – „patrzeć do zachodu słońca i nie mieć dość”.

– Zanim wam opowiem o smoku, przygotuję gorącą ocha – przerywa gawęda babcia i znika na zapleczu. Po chwili pojawia się z dzbankiem parującej zielonej herbaty. Z ceramicznego naczynia nalewa wywar do malutkich filiżanek i podaje gościom. Grzejąc dłonie o czarkę podejmuje swoją opowieść.

– Gdzie to ja… aha, Płaczący Smok. Mieszka w jednym z budynków świątynnych zaraz za Yomeimon. Jego podobizna maluje się majestatycznie na suficie sali. Trzeba stanąć pod głową smoka i uderzyć o siebie dwoma drewienkami. Wtedy całe pomieszczenie rozlegnie się wibrującym, przypominającym łkanie dźwiękiem. Ale pamiętajcie, tylko kapłani shinto są w stanie zmusić smoka do płaczu.

– Teraz możecie kierować się już do świątyni głównej, gdzie trwają obrzędy modlitewne. Jednak zanim do niej wejdziecie, musicie się obmyć. U wejścia zobaczycie kamienne korytko z wodą. Na nim – przypominające rondelki nalewaki z długimi rączkami. Wodą opłuczcie ręce i usta. Pamiętajcie, żeby nie dotykać ustami nalewaka. Przelejcie najpierw wodę w dłoń i z niej zaczerpnijcie płynu. Potem wyplujcie wszystko siarczyście do zlewu obok kamiennej rynienki. Zapamiętacie?

Obie główki energicznie kiwają na znak potwierdzenia.

– Kiedy staniecie pod bramą Sakashitamon, spójrzcie w górę. U szczytu konstrukcji, między barwnie malowanymi ornamentami kuli się rzeźba śpiącego kota. To nie jest zwykły kot. To duch samego Tokugawy – wielkiego i potężnego szoguna, dla którego została wzniesiona cała świątynia. Z niej, jako jedno z bóstw, pilnował żeby cała Japonia była bezpieczna i spokojna.

– Za Sakashitamon zaczyna się 200 stromych schodów. Biegną pomiędzy cyprysowymi pniami i omszałymi kamiennymi barierkami. U ich szczytu na kamiennym placu otoczonym morzem zieleni stoi urna ze szczątkami Tokugawy. Jest bardzo skromna, ale i dystyngowana. Tak, jak śpiący w niej snem wiecznym szogun, dla którego ziemskie zbytki były niczym, a honor – najwyższą wartością.

Z ostatnim zdaniem staruszki do sali wpada promień słońca kładąc się ciepłą smugą na jej twarzy.

– Oj! Ja bajam, a tu deszcz przestał padać!

Dziewczynki podrywają się z miejsca i biegną do okien. Na zewnątrz lekka bryza strąca ostanie krople deszczu z drzew. Po bezchmurnym niebie rozciąga się tęcza.


 

Nikko – magiczne miasteczko

Nikko to niewielka miejscowość w japońskiej prefekturze Tochigi, położona około 140km na północ od Tokio. Stolica Japonii oferuje dogodne połączenie z miasteczkiem liniami kolejowymi Tobu Railways i Japan Railways (JR). Ceny połączeń wahają się w zależności od rodzaju pociągu (rapid, limited experess, etc. – 1300 – 5000 JPY / 46 – 178 PLN / 12 – 45 USD) – więcej informacji znajdziesz tutaj. Dodatkowo Tobu Railways oferują bilety łączone z przejazdami autobusowymi w samym Nikko – więcej informacji znajdziesz tutaj.

Nikko osiągnęło międzynarodowy rozgłos dzięki atrakcjom turystycznym położonym zarówno w obrębie samego miasteczka, jak i w jego bezpośrednim sąsiedztwie. Najsłynniejsze z nich to:
 

Co zobaczyć w Nikko

  • Świątynia Toshogu
  • Most Shinkyo
  • Wąwóz Kanmangafuchi
  • Wodospad Kegon

Świątynia Toshogu

Umierającym życzeniem szoguna Tokugawa (generała władającego szogunatem, który panował nad Japonią ponad 250 lat) było wzniesienie świątyni, z nim jako jednym z bóstw – Tosho Daigongen („Wielkie Bóstwo Lśniącego Światła Wschodu”). Miał dopilnować, żeby w Japonii panował niezakłócony porządek i pokój. Początkowo świątynia była niezbyt pozorna – w co ciężko uwierzyć, patrząc dziś na jej przepych – ale w pierwszej połowie XVIIw. wnuk Tokugawy uczynił z niej imponujących rozmiarów kompleks świątynny.

Ponad tuzin budynków świątynnych jest bogato dekorowany drewnianymi, zdobionymi złotem rzeźbami i ornamentami. Dekoracje te są rzadkie dla świątyń religii shinto, które zazwyczaj są bardzo minimalistyczne i dyskretne. Bogata ornamentyka jest charakterystyczna za to dla świątyń buddyjskich i właśnie te naleciałości zachowane są w Toshogu. Fakt ten nadaje kompleksowi jeszcze większej wyjątkowości, jako że w czasie ery Meiji wszelkie symbole Buddyzmu były usuwane z miejsc świętych. Tu jednak pozwolono im koegzystować w harmonijnej jedności.
Nietypowa i wspaniała w swoim przepychu świątynia znalazła się na liście Zabytków Światowego Dziedzictwa UNESCO.

Godziny otwarcia:
Kwiecień – październik: 08:00 – 17:00
Listopad – marzec: 08:00 – 16:00
Ostatnie wejście – 30 minut przed zamknięciem

Bilety:
Świątynia – 1300 JPY / 46 PLN / 12 USD
Muzeum – 1000 JPY / 36 PLN / 9 USD
Świątynia i muzeum – 2100 JPY / 75 PLN / 19 USD

Most Shinkyo

„Święty Most” należy do świątyni Futarasan. Jest uznawany za jeden z trzech najwspanialszych w Japonii. Przerzucony przez rzekę Daiya od 1999r. znajduje się na liście Zabytków Światowego Dziedzictwa UNESCO.

Według legendy, kapłan Shōdō chciał przedostać się przez rzekę Daiya na górę Nantai, by modlić się o dobrobyt Japonii. Jednak silny i wartki nurt rzeki nie pozwalał mu na to. Kapłan modlił się tak usilnie, że pojawił się przed nim bóg Jinja-Daiou z wężami owiniętymi dookoła jego ręki. Bóg wypuścił węże, które utworzyły most dla Shōdō.

Godziny otwarcia:
Kwiecień – wrzesień: 08:00 – 17:00
Październik – początek listopada: 08:00 – 16:00
Koniec listopada – marzec: 09:00 – 16:00

Bilety – 300 JPY / 11 PLN / 3 USD

Wąwóz Kanmangafuchi

Wąwóz malowniczo położony w leśnym zaciszu przy rzece. Swoją sławę zawdzięcza nie tylko urokliwej lokacji ale także rzędowi kamiennych posągów przyodzianych w czerwone czapeczki i chusty. Niektóre ze statuetek widocznie nadgryzione są zębem czasu, brakuje im głów, kontury się zacierają. Niektóre trzymają się jednak całkiem dobrze, co pozwala nam przyjrzeć się ich detalom.

Figurki przedstawiają Jizo – oświeconą istotę, która jest w stanie osiągnąć stan Nirvany, ale zwleka z tym, ponieważ chce pomóc innym. W kulturze japońskiej Jizo są opiekunami zmarłych, albo nienarodzonych dzieci, które jeszcze nie zdążyły nagromadzić dobrej karmy na tyle, aby wejść do raju. Według legendy ustawienie figurek ciągle się zmienia i zwiedzający nigdy nie zobaczą ich dwa razy w takim samym szyku.

Godziny otwarcia – nieregulowane

Bilety – wstęp darmowy

Wodospad Kegon

Położony około 30 minut jazdy autobusem od centralnego Nikko. 100-metrowy wodospad swój początek bierze w wodach Jeziora Chuzenji i jest jednym z trzech najsłynniejszych, najwyższych i najbardziej imponujących wodospadów Japonii. Pod koniec października jest bardzo popularnym miejscem do podziwiania kolorów jesieni.

Godziny otwarcia:
Marzec – listopad: 08:00 – 17:00
Grudzień – luty: 09:00 – 16:30

Bilety – 550 JPY / 20 PLN / 5 USD


 
 

architecturearchitekturahistoriahistory
Share

Previous

Życie w górach Nepalu - trekking przez Himalaje

Next

Najstarszy zakład fryzjerski w Singapurze

FACEBOOK PAGE

Facebook widget

INSTAGRAM

peryferiemag

Karetką Dookoła Świata
Around the World in the Ambulance
From Poland to Alaska
📍 Our newest post 👇

Fragment podcastu, na całość zapraszamy do Dzia Fragment podcastu, na całość zapraszamy do Działu Zagranicznego.
[English below] Stolica Estonii to Stare Miasto. B [English below]
Stolica Estonii to Stare Miasto. Brukowane kręte uliczki, które proszą, żeby się w nich zagubić. I szynk w ratuszu – III Draakon. Znów podróż w czasie i przestrzeni. Wchodzimy do ciemnego wnętrza. Pachnie kamieniem, wilgocią, gotowanym mięsiwem i piwem. Siadamy przy drewnianych ławach. Łokciami przyklejamy się do blatu z warstwą zaschniętego chmielowego napitku. Szynkarki odziane w średniowieczne stroje, nastroje i maniery.

- A co mi tu będzie wydziwiał! Jest zupa na golonce, golonka z ziemniakami i piwo. Nikt go tu na siłę nie trzyma. Chce czegoś innego, to niech sobie znajdzie! – podparta pod boki kobieta krzyczy po angielsku, wymachując wielką drewnianą warząchwią w stronę klienta. Klient, cały dżinsowy wprost z nowoczesności, posłusznie kładzie uszy po sobie. Prosi o zupę. Szynkarka nabiera hojną porcję z gigantycznego kotła zawieszonego nad paleniskiem i podaje wystraszonemu mężczyźnie.

- Na zdrowie niech mu będzie – rzuca z szerokim uśmiechem, odwraca się do dwóch pozostałych szynkarek i już po estońsku z chichotem obrabia biedaka.
(link do całego tekstu w bio)
-----------------
The capital of Estonia is all about the Old Town. Winding cobblestone streets that beg to get lost in them. And a tavern in the town hall - III Draakon. A journey through time and space. We enter the dark interior. It smells of stone, dampness, cooked meat and beer. We sit on wooden benches. Our elbows stick to the countertop covered with a layer of dried hop drink. Innkeepers are dressed in medieval costumes, moods and manners.

“And what are you fussing about?! We have pork knuckle soup, pork knuckles with potatoes and beer. That's it! If that's not good for 'the sire', go and find something else! No one is forcing you to stay!" the woman, with her arms akimbo, shouts in English, waving a large wooden spoon at the customer. The all-denim customer, straight out of modernity, shrinks and asks for the soup. The innkeeper scoops a generous portion from the giant cauldron suspended over the hearth and hands it to the frightened man.

“Enjoy”, she says with a broad smile, turns to the other two innkeepers, and giggles at the poor man.
(link to the whole txt in bio)
Five years ago, we left Singapore. We sold out al Five years ago, we left Singapore.

We sold out almost seven years of life there, and what was left fit in three bags per person.

A perfect lesson in minimalism before an even bigger one - squeezing life into a homebulance.

We managed.

Just like, we managed to leave stability, safety and comfort behind. Exchange them at a very low rate for the inconvenience, uncertainty, and often pure fear.

What for? To have an adventure? Enjoy the adrenaline rush?

That too.

But most of all, to find what is important in yourself and follow it to the end.

Even if the mind loses its mind, and common sense tears the hair out of its head.

They quickly came around.

Because it was worth it. Because it is worth it.

Our journey continues. It takes different directions, but it's getting us closer to Alaska every day. Even when we're staying in one place. Every day we walk the path we chose five years ago, and every day we appreciate it even more.

Even though sometimes we don't feel like it and think that maybe enough is enough. But then we look back. At all the road turns we overcome, all the ups and downs, all the tears of frustration and happiness. And all the people who have blessed our path with their existence.

Then we look ahead. At the road turns that wind before us, and everything that awaits there. Mystery? Sadness? Joy? Friendships?

And let Alaska be somewhere there, far away. Let it exist so that it can be reached.

But let the journey itself last as long as possible.

#aroundtheworldintheambulance
Z okazji Dnia Kota - wszystkie koty Baku 😍🐈🐈‍⬛
... W całej pracowitej przyrodzie tylko ludzie tr ... W całej pracowitej przyrodzie tylko ludzie trwali bez ruchu.

Wędkarz w łódce po drugiej stronie jeziora zmienił się w konar z ramionami i wędką zastygłymi nad wodą.

W swoim domu kaszubski gospodarz Franciszek, do którego należy ziemia nad jeziorem, jeszcze nie odstygł z bezruchu snu. Otoczony domkami na dzierżawę, pełnymi snem letników, przekręca swoje osiemdziesiąt dziewięć lat na drugi bok. Gospodarki już nie ma. Już nie musi wcześnie wstawać.

Ale, kiedy się zbudzi, też będzie zajęty.
Najpierw sprawdzi obejście i swoje rzeźby: chłopków, co grają na organach i zagryzają fajki pod wąsami z szyszek, dwa białe zające, fliger, czyli samolot i działo ze szpuli po kablach i rury kanalizacyjnej. I wiatraki. Ten, co pokazuje czy bardzo dziś wietrznie – bardzo prosty, ale skuteczny, te wysokie z wnętrzem smukłych wieżyczek zdobionych kinkietami w kwiaty i ten jeden, jedyny, co zamiast czterech boków ma sześć.

Potem gospodarz podleje kwiaty. Tak jak obiecał żonie, kiedy szła na operację. Teraz od tygodnia dochodzi do siebie u córki. Już, już powinna wracać.

Wreszcie po śniadaniu siądzie do organów schowanych w szałerku. Zagra „Kaszubskie Jeziora”, a głos akordów, wzmocniony starym, ale sprawnym głośnikiem, poniesie się po jeziorze wprost do letników, co rozłożyli się na brzegu w kamperach.

Po koncercie pan Franciszek pójdzie do nich i za postój weźmie tyle, co na flaszkę. Bo tyle, co na piwo, to trochę za mało. Potem rozsiądzie się w jednym z letniskowych krzeseł i będzie młodym opowiadał jak to na Kaszubach się żyło i żyje.

Opowie, jak to za ojców było, kiedy przed wojną Niemiec rządził wioskami, a podatki były wysokie. A potem, we wojnie, jak chodził po domach z listą i trzeba było zdać plony, trzodę, ale tylko tyle, ile gospodarz mógł. I za to miał jeszcze płacone! Tak było we wojnie.

I pozwolenia były na ubój świniaka. Ale jak kto oszukał, to od razu – szu! – brali do Sztutowa! Chłop już nie wracał. A jak wiedzieli, że oszust? Ha! Brali mięso do weterynarza i ten pieczątki stawiał. Na każdym kawałeczku. A jak pieczątki nie było, to znaczy, że ubił drugie zwierzę. Kiedyś jeden nawet za owcę poszedł...

[Cała historia pod linkiem w bio]
Wyszli z niewielkiego czerwonego samochodu. Leciwe Wyszli z niewielkiego czerwonego samochodu. Leciwego, ale zadbanego. Ubrani elegancko. Tak, jak wypada w niedzielę. Nawet jeśli się idzie do lasu. Na grzyby.

Lasom też należy się niedzielny szacunek.

Pani w ciemnorubinowej bluzce z elegancką torebką w dłoni. Pan w wyprasowanej koszuli w kratę, schludnie wpuszczonej w dżinsowe spodnie.

Poszli.

Między drzewami kilka razy mignęła przyprószona siwizną głowa pana i kasztanowe loki pani.

Zniknęli.

Wrócili po dobrej godzinie.

- I jak? Kurki są? – zapytał Andrzej, bo wie, że las z kurków słynie.

- Oj słabo! Słabo bardzo – odpowiedział smętnie szpakowaty pan i potrząsnął reklamówką. – Ja to ledwie dno siatki zakryłem. Nawet wstyd pokazywać. Żona trochę więcej, bo to trzeba dobre oczy mieć. A u mnie już i oczy nie te i kręgosłup siada.

I rzeczywiście, szpakowaty pan zgiął się wpół, przeczekując falę bólu w plecach.

Za chwilę wyprostował się i ciągnął leśną opowieść.

- No i jeszcze, proszę pana, wszystkie nasze miejsca – bo my stale w te same chodzimy, bo wiemy, że tam zawsze kurki są – to przygnietli drzewem.

- Ano tak! Strasznie tam powycinane wgłębi. A to tak legalnie? – dopytywał Andrzej.

- Gdzie tam, proszę pana! Nielegalnie ścinają. Tu dokoła, proszę pana, są domki letniskowe. I prawie wszystkie z kominkami. Bo to ładnie. A właściciele do tych kominków drzewo muszą mieć. Kupić, proszę pana, drogo, a do lasu blisko.

Opowieść zatrzymuje nowa fala bólu. Ale już nie fizycznego. Żałości raczej. Za ściętymi drzewami.

- Ale tu, proszę pana, to jeszcze nic. Ja mam szwagra pod Lubiatowem i tam to tną na potęgę! Dobre drzewa. Zdrowe. A zaraz obok rośnie las. Stary. Chyba za trzysta lat będzie miał. I tam ziemia już tak próchnem nabrzmiała, że te drzewa same się przewracają. I nikt ich nie bierze. Tylko nowe tną. Zdrowe. I dlaczego tak?

Znów grymas bólu...
 [c.d. w komentarzach]
Follow on Instagram

Search

LEARN MORE

architecture architektura dom historia history home kuchnia kultura natura nature obyczaje religia

You Might Also Like

Planeta Ziemia, Tajlandia
Jan 30, 2018

Tsunami

– Będziecie łapać zanętę na barakudy – krótko wyjaśnia nam jeden z rybaków. Wcześniej tego dnia, przystrojoną...

Read More
0 0
Planeta Ziemia, Tajlandia
Oct 30, 2017

Market Damnoen Saduak – zakupy na fali

Schowany pod plecionym, wiklinowym kapeluszem mężczyzna, długą warząchwią zamaszyście miesza zawartość aluminiowego...

Read More
0 2

Leave A Comment Cancel reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *


INSTAGRAM

peryferiemag

Karetką Dookoła Świata
Around the World in the Ambulance
From Poland to Alaska
📍 Our newest post 👇

Fragment podcastu, na całość zapraszamy do Dzia Fragment podcastu, na całość zapraszamy do Działu Zagranicznego.
[English below] Stolica Estonii to Stare Miasto. B [English below]
Stolica Estonii to Stare Miasto. Brukowane kręte uliczki, które proszą, żeby się w nich zagubić. I szynk w ratuszu – III Draakon. Znów podróż w czasie i przestrzeni. Wchodzimy do ciemnego wnętrza. Pachnie kamieniem, wilgocią, gotowanym mięsiwem i piwem. Siadamy przy drewnianych ławach. Łokciami przyklejamy się do blatu z warstwą zaschniętego chmielowego napitku. Szynkarki odziane w średniowieczne stroje, nastroje i maniery.

- A co mi tu będzie wydziwiał! Jest zupa na golonce, golonka z ziemniakami i piwo. Nikt go tu na siłę nie trzyma. Chce czegoś innego, to niech sobie znajdzie! – podparta pod boki kobieta krzyczy po angielsku, wymachując wielką drewnianą warząchwią w stronę klienta. Klient, cały dżinsowy wprost z nowoczesności, posłusznie kładzie uszy po sobie. Prosi o zupę. Szynkarka nabiera hojną porcję z gigantycznego kotła zawieszonego nad paleniskiem i podaje wystraszonemu mężczyźnie.

- Na zdrowie niech mu będzie – rzuca z szerokim uśmiechem, odwraca się do dwóch pozostałych szynkarek i już po estońsku z chichotem obrabia biedaka.
(link do całego tekstu w bio)
-----------------
The capital of Estonia is all about the Old Town. Winding cobblestone streets that beg to get lost in them. And a tavern in the town hall - III Draakon. A journey through time and space. We enter the dark interior. It smells of stone, dampness, cooked meat and beer. We sit on wooden benches. Our elbows stick to the countertop covered with a layer of dried hop drink. Innkeepers are dressed in medieval costumes, moods and manners.

“And what are you fussing about?! We have pork knuckle soup, pork knuckles with potatoes and beer. That's it! If that's not good for 'the sire', go and find something else! No one is forcing you to stay!" the woman, with her arms akimbo, shouts in English, waving a large wooden spoon at the customer. The all-denim customer, straight out of modernity, shrinks and asks for the soup. The innkeeper scoops a generous portion from the giant cauldron suspended over the hearth and hands it to the frightened man.

“Enjoy”, she says with a broad smile, turns to the other two innkeepers, and giggles at the poor man.
(link to the whole txt in bio)
[🇬🇧ENGLISH IN COMMENTS] Mówią, że człow [🇬🇧ENGLISH IN COMMENTS]

Mówią, że człowiek uczy się na błędach.

W lipcu 2019 roku przejechaliśmy Indie. Według map pogodowych była to wtedy najgorętsza część globu.

W ciągu dnia, w ponad 45-stopniowym upale, karetka zmieniała się w piekarnik. Nie chłodziła jej nocna bryza, bo takowa nie istniała. „Chłód” nocy oscylował w granicach 35°C.

Przegrzewało się absolutnie wszystko – od paneli słonecznych, przez gniazdka elektryczne, po piszących te słowa.

Wtedy zapadła decyzja – upałom mówimy stanowcze nie!

I w ten oto sposób, dwa miesiące później znaleźliśmy się na irańskiej pustyni Lut. W miejscu, gdzie NASA sukcesywnie odnotowywała najwyższe na świecie temperatury podłoża sięgające 70 stopni.

Nie, nie doświadczyliśmy ich.

Ale podeszwy butów parzyły od spieczonej słońcem czerwonej ziemi. Słońce wylewało się na nas żarem płynnego złota. Nagości oślepiająco błękitnego nieba nie przysłoniła żadna chmurka. Nawet dla przyzwoitości.

Było piekielnie gorąco.

I piekielnie pięknie.

Jest w podróżnikach jakaś taka przekora – kiedy rozum mówi „nie!”, niespokojna dusza woła „oj tam!”. Cały czas nie do końca ją rozumiemy. Nie wiemy, skąd się bierze. Ale jest. Uwiera, irytuje i nie uspokoi się, dopóki nie dopnie swego. Jest odrobinę szalona, kapkę nierozsądna, ździebko lekkomyślna.

Bez niej nie byłoby tej podróży.

#iran #lutdesert #pustynialut #pustynia #desert
Five years ago, we left Singapore. We sold out al Five years ago, we left Singapore.

We sold out almost seven years of life there, and what was left fit in three bags per person.

A perfect lesson in minimalism before an even bigger one - squeezing life into a homebulance.

We managed.

Just like, we managed to leave stability, safety and comfort behind. Exchange them at a very low rate for the inconvenience, uncertainty, and often pure fear.

What for? To have an adventure? Enjoy the adrenaline rush?

That too.

But most of all, to find what is important in yourself and follow it to the end.

Even if the mind loses its mind, and common sense tears the hair out of its head.

They quickly came around.

Because it was worth it. Because it is worth it.

Our journey continues. It takes different directions, but it's getting us closer to Alaska every day. Even when we're staying in one place. Every day we walk the path we chose five years ago, and every day we appreciate it even more.

Even though sometimes we don't feel like it and think that maybe enough is enough. But then we look back. At all the road turns we overcome, all the ups and downs, all the tears of frustration and happiness. And all the people who have blessed our path with their existence.

Then we look ahead. At the road turns that wind before us, and everything that awaits there. Mystery? Sadness? Joy? Friendships?

And let Alaska be somewhere there, far away. Let it exist so that it can be reached.

But let the journey itself last as long as possible.

#aroundtheworldintheambulance
... W całej pracowitej przyrodzie tylko ludzie tr ... W całej pracowitej przyrodzie tylko ludzie trwali bez ruchu.

Wędkarz w łódce po drugiej stronie jeziora zmienił się w konar z ramionami i wędką zastygłymi nad wodą.

W swoim domu kaszubski gospodarz Franciszek, do którego należy ziemia nad jeziorem, jeszcze nie odstygł z bezruchu snu. Otoczony domkami na dzierżawę, pełnymi snem letników, przekręca swoje osiemdziesiąt dziewięć lat na drugi bok. Gospodarki już nie ma. Już nie musi wcześnie wstawać.

Ale, kiedy się zbudzi, też będzie zajęty.
Najpierw sprawdzi obejście i swoje rzeźby: chłopków, co grają na organach i zagryzają fajki pod wąsami z szyszek, dwa białe zające, fliger, czyli samolot i działo ze szpuli po kablach i rury kanalizacyjnej. I wiatraki. Ten, co pokazuje czy bardzo dziś wietrznie – bardzo prosty, ale skuteczny, te wysokie z wnętrzem smukłych wieżyczek zdobionych kinkietami w kwiaty i ten jeden, jedyny, co zamiast czterech boków ma sześć.

Potem gospodarz podleje kwiaty. Tak jak obiecał żonie, kiedy szła na operację. Teraz od tygodnia dochodzi do siebie u córki. Już, już powinna wracać.

Wreszcie po śniadaniu siądzie do organów schowanych w szałerku. Zagra „Kaszubskie Jeziora”, a głos akordów, wzmocniony starym, ale sprawnym głośnikiem, poniesie się po jeziorze wprost do letników, co rozłożyli się na brzegu w kamperach.

Po koncercie pan Franciszek pójdzie do nich i za postój weźmie tyle, co na flaszkę. Bo tyle, co na piwo, to trochę za mało. Potem rozsiądzie się w jednym z letniskowych krzeseł i będzie młodym opowiadał jak to na Kaszubach się żyło i żyje.

Opowie, jak to za ojców było, kiedy przed wojną Niemiec rządził wioskami, a podatki były wysokie. A potem, we wojnie, jak chodził po domach z listą i trzeba było zdać plony, trzodę, ale tylko tyle, ile gospodarz mógł. I za to miał jeszcze płacone! Tak było we wojnie.

I pozwolenia były na ubój świniaka. Ale jak kto oszukał, to od razu – szu! – brali do Sztutowa! Chłop już nie wracał. A jak wiedzieli, że oszust? Ha! Brali mięso do weterynarza i ten pieczątki stawiał. Na każdym kawałeczku. A jak pieczątki nie było, to znaczy, że ubił drugie zwierzę. Kiedyś jeden nawet za owcę poszedł...

[Cała historia pod linkiem w bio]
- Dzień dobry! Co tam? Zima idzie? Krzyknął An - Dzień dobry! Co tam? Zima idzie?

Krzyknął Andrzej. Bo on już tak ma, że jak widzi istotę ludzką, to zagaduje. Ja gadam do zwierząt. Ludzie są jego.
Teraz też krzyknął to swoje „dzień dobry”. Do człowieka oprócz nas jednego jedynego w okolicy. Bo tu, na szczycie grzbietu gdzieś pośrodku Beskidu Żywieckiego pod koniec października prawie nikogo.

To też zaczepiony mężczyzna się zdziwił. Nie dość, że jesteśmy, to jeszcze zagadujemy.

- Dzień dobry. Ano idzie – odpowiedział trochę podejrzliwie. Jakby sprawdzał, czy to na pewno do niego.

- No, my też się szykujemy. Gospodarz lada dzień ma nam drewno na opał dowieźć – ciągnął Andrzej, nawiązując do cylindrów jasnych świeżo porżniętych pniaków, co otaczały mężczyznę jak żółte kurczęta karmiącą je gospodynię. - Bo my tu zaraz obok chatkę wynajmujemy, wie pan.

I nagle, jakby w mężczyźnie coś pękło. Pękła tama podejrzliwości i popłynęła powódź mowy. Kilka słów rzuconych, ot tak, z grzeczności wywołało lawinę relacji, wspomnień, utyskiwań i pochwał. Tego wszystkiego, co to w człowieku siedzi cichutko jak zwierzątka jakieś, gotowe wyskoczyć, kiedy tylko nadarzy się sposobność.

- Ano, panie! Trzeba się szykować już teraz, bo pogoda jeszcze dobra, ale zaraz śnieg sypnie i koniec! A zima to zawsze czai się, czai i znienacka przychodzi. Raz jest pięknie, słonecznie jak dziś, a jutro już świata spod śniegu może nie być widać. Ja, panie, wiem, bo to tu już siedemdziesiąt lat żyję.

Siedemdziesiąt lat! Jezu drogi zmiłuj się! Chłop wysoki, szczupły. Prosty jak struna. Co prawda poczochrane wiatrem i pracą włosy bardziej siwe niż czarne, ale twarz zmarszczkami usiana tylko okazjonalnie. I to tylko takimi, co robią się od śmiechu – w kącikach ust i oczu. Ramiona i ręce mocne i pewne. Machają siekierą bez wysiłku jak skrzypek smyczkiem. A węzły mięśni na przedramionach tańczą w takt wybijanego przezeń rytmu i rzucają ciężkie drewniane kloce na zieloną przyczepkę małego traktora.

Siedemdziesiąt lat! Aż się chce za siekierę i piły łańcuchowe łapać, kloce przerzucać i pracować na taką siedemdziesięcioletnią formę.

- A może panu pomóc?

... Ciąg dalszy pod linkiem w bio :) 

#vanlife #kamper #góry #beskidżywiecki #drwal #podróże
Follow on Instagram
Copyrights © 2020 www.peryferie.com All rights reserved.
Back top