Peryferie
Menu
  • English
  • Filmy
  • Planeta Ziemia
  • Natura Ludzka
  • Obyczaje
  • Kraje
    • Azerbejdżan
    • Birma
    • Chiny
    • Indie
    • Indonezja
    • Iran
    • Japonia
    • Kazachstan
    • Kirgistan
    • Malezja
    • Mongolia
    • Nepal
    • Pakistan
    • Rosja
    • Singapur
    • Korea Południowa
    • Sri Lanka
    • Tajwan
    • Tajlandia
    • Wietnam
    ROZDZIAŁ 17 – GANDŻA I SZEKI, AZERBEJDŻAN
    Jul 21, 2019
    ROZDZIAŁ 17 – GANDŻA I SZEKI, AZERBEJDŻAN
    ROZDZIAŁ 16 – YANAR DAG, AZERBEJDŻAN
    Jul 14, 2019
    ROZDZIAŁ 16 – YANAR DAG, AZERBEJDŻAN
    ROZDZIAŁ 15 – BAKU, AZERBEJDŻAN
    Jun 20, 2019
    ROZDZIAŁ 15 – BAKU, AZERBEJDŻAN
    Pagoda Szwedagon – czcigodny świadek buddyjskiego nowicjatu
    Aug 13, 2017
    Pagoda Szwedagon – czcigodny świadek buddyjskiego nowicjatu
    Jiankou, czyli Wielki Mur Chiński i jak z niego nie spaść
    Feb 12, 2017
    Jiankou, czyli Wielki Mur Chiński i jak z niego nie spaść
    Kawah Ijen – piękno z piekła rodem
    Feb 19, 2017
    Kawah Ijen – piękno z piekła rodem
    Prawdziwe oblicze Iranu
    Jan 20, 2020
    Prawdziwe oblicze Iranu
    ROZDZIAŁ 21 – JAZD, IRAN
    Sep 1, 2019
    ROZDZIAŁ 21 – JAZD, IRAN
    ROZDZIAŁ 21 – KASZAN, IRAN
    Aug 25, 2019
    ROZDZIAŁ 21 – KASZAN, IRAN
    ROZDZIAŁ 20 – SNOWBOARD W IRANIE
    Aug 18, 2019
    ROZDZIAŁ 20 – SNOWBOARD W IRANIE
    Legendy Nikko
    Apr 9, 2017
    Legendy Nikko
    ROZDZIAŁ 14 – JEDWABNY SZLAK, KAZACHSTAN część II
    Jun 1, 2019
    ROZDZIAŁ 14 – JEDWABNY SZLAK, KAZACHSTAN część II
    ROZDZIAŁ 13 – JEDWABNY SZLAK, KAZACHSTAN część I
    May 15, 2019
    ROZDZIAŁ 13 – JEDWABNY SZLAK, KAZACHSTAN część I
    Rozdział 11 – Ałmaty, Kazachstan
    Feb 2, 2019
    Rozdział 11 – Ałmaty, Kazachstan
    Rozdział 10 – Pawłodar, Kazachstan
    Jan 11, 2019
    Rozdział 10 – Pawłodar, Kazachstan
    ROZDZIAŁ 12 – BISZKEK, KIRGISTAN
    Apr 30, 2019
    ROZDZIAŁ 12 – BISZKEK, KIRGISTAN
    Dwie twarze Issyk-Kul
    Nov 1, 2018
    Dwie twarze Issyk-Kul
    Malakka – od myszo-jelenia do miasta Światowego Dziedzictwa UNESCO
    Jan 8, 2017
    Malakka – od myszo-jelenia do miasta Światowego Dziedzictwa UNESCO
    Rozdział 9 – Ulgii, Mongolia
    Dec 26, 2018
    Rozdział 9 – Ulgii, Mongolia
    Rozdział 8 – Kobdo, Mongolia
    Nov 30, 2018
    Rozdział 8 – Kobdo, Mongolia
    Na Granicy Światów
    Nov 28, 2018
    Na Granicy Światów
    Rozdział 7 – Bajanchongor, Mongolia
    Nov 25, 2018
    Rozdział 7 – Bajanchongor, Mongolia
    Życie w górach Nepalu – trekking przez Himalaje
    Mar 26, 2017
    Życie w górach Nepalu – trekking przez Himalaje
    Anioł stróż z kałasznikowem
    Sep 29, 2019
    Anioł stróż z kałasznikowem
    Duch Buriacji
    Oct 25, 2018
    Duch Buriacji
    Dwie Świątynie Posolska
    Sep 16, 2018
    Dwie Świątynie Posolska
    Rozdział 4 – Buriacja, Rosja
    Aug 21, 2018
    Rozdział 4 – Buriacja, Rosja
    Rozdział 3 – Krasnojarsk, Rosja
    Aug 6, 2018
    Rozdział 3 – Krasnojarsk, Rosja
    Thaipusam – sposób na znalezienie szczęścia
    Apr 19, 2018
    Thaipusam – sposób na znalezienie szczęścia
    Najstarszy zakład fryzjerski w Singapurze
    Apr 27, 2017
    Najstarszy zakład fryzjerski w Singapurze
    Thaipusam – kiedy ciało staje się ofiarą
    Mar 12, 2017
    Thaipusam – kiedy ciało staje się ofiarą
    Taniec Lwa – tanecznym krokiem w Księżycowy Nowy Rok
    Feb 7, 2017
    Taniec Lwa – tanecznym krokiem w Księżycowy Nowy Rok
    Buddyzm pod wiszącą skałą
    Dec 28, 2017
    Buddyzm pod wiszącą skałą
    Market rybny w Dżafna, Sri Lanka
    May 7, 2017
    Market rybny w Dżafna, Sri Lanka
    Tsunami
    Jan 30, 2018
    Tsunami
    Market Damnoen Saduak – zakupy na fali
    Oct 30, 2017
    Market Damnoen Saduak – zakupy na fali
    Maeklong – tajski market z adrenaliną w tle
    Sep 11, 2017
    Maeklong – tajski market z adrenaliną w tle
    Smakosza przewodnik po Wietnamie
    Mar 5, 2017
    Smakosza przewodnik po Wietnamie
    Barwne życie ulic Ho Chi Minh City
    Dec 1, 2016
    Barwne życie ulic Ho Chi Minh City
  • Nasza Podróż
  • O Nas
Peryferie
  • English
  • Filmy
  • Planeta Ziemia
  • Natura Ludzka
  • Obyczaje
  • Kraje
    • Azerbejdżan
    • Birma
    • Chiny
    • Indie
    • Indonezja
    • Iran
    • Japonia
    • Kazachstan
    • Kirgistan
    • Malezja
    • Mongolia
    • Nepal
    • Pakistan
    • Rosja
    • Singapur
    • Korea Południowa
    • Sri Lanka
    • Tajwan
    • Tajlandia
    • Wietnam
  • Nasza Podróż
  • O Nas
Kazachstan, Podróż

Rozdział 10 – Pawłodar, Kazachstan

posted by Aleksandra Wisniewska
Jan 11, 2019 2028 0 0
Share

Z Mongolii wjeżdżamy wprost na Trakt Czujski. Gdyby nie to, że pod naszymi kołami wije się gładki jak stół asfalt, krajobraz nie dałby nam poznać, że wjechaliśmy już do Rosji.

Nad nami rozciąga się bezgraniczne lazurowe niebo. Ciężka wata śnieżnobiałych chmur kładzie się plamkami cieni na kamienistych stoczach gór. A góry – niczym scena w teatrze. Niższe, bardziej zielone ustępują miejsca wyższym coraz groźniejszym i piękniejszym. Barwy skalistych rekwizytów zmieniają się jak kalejdoskopie: soczysta zieleń, możne złoto, dostojny brąz, złowroga czerń łagodzona czystą bielą śniegu, oślepiającego odbijanymi promieniami słońca. Czasami poszarpane, ostre skały niemal sięgają naszego kampera. Już, już mają go zadrasnąć ostrym zębem, kiedy kręta szarfa drogi w ostatniej chwili zmienia kierunek i prowadzi w bezpieczną bliskość sinej górskiej rzeki.

Trzymamy się jej wartkiego, prychającego pianą nurtu. A ten, niczym psotny urwis wyrywa nam z rąk myte talerze i mrozi ciało w czasie kąpieli. Kiedy rozdrażnieni jego sztuczkami już, już mamy odchodzić wabi ponownie błyskiem szmaragdu, zmieniającego się w rubin o zachodzie słońca.

Przyzwyczajeni do mongolskich gości już nie dziwimy się pasterzom na koniach, którzy raz po raz zaglądają w nasze okna. Czasami pod pretekstem szukania zagubionego stada koni, czasami tak po prostu z czystej, ludzkiej ciekawości, której nie zniszczył jeszcze savoir-vivre cywilizacji. Od czasu, do czasu zajdzie też stado krów na przekąskę z ogryzków jabłek i skórek bananów. Za nimi przyciągną płochliwe kozy, których niczym do podejścia przekupić się nie da. Pod wieczór pod progiem kampera śmigają wiewiórki ziemne i z porzuconych pod wejściem klapek wyjadają przygotowany dla nich słonecznik. Wreszcie nadchodzi zmierzch, a z nim bezpańskie psy. Nie gardzą kocią karmą o smaku ryby i za kilka jej garści przez całą noc leżą pod drzwiami obszczekując ostrzegawczo kierowców tirów, którzy parkują obok.

Długość wizy wykorzystujemy do imentu. Mamy całe trzydzieści dni na opuszczenie Rosji więc wleczemy się leniwie z miejsca na miejsce. Dwa tygodnie później jednak silnik zaczyna złowrogo pocić się olejem. Z godziny na godzinę czarne plamy pod samochodem są coraz większe. Jakimś cudem udaje nam się dobić do mechanika w niewielkim Bijsku, gdzie pada wyrok straszny. Silnik do remontu.

Bijsk staje się naszym domem na niemal dwa tygodnie. Drogę z hostelu do mechanika znamy już na pamięć. Znają też nas na pamięć wszystkie przekupki na bazarku, gdzie kupujemy jeszcze pachnące lasem grzyby, wielkie jak pięść boksera słodkie pomidory i cieplutki chleb ze złotą, chrupiącą skórką. Za każdym razem zapytają, jak się ma dziś samochód, pokiwają współczująco ukrytą pod kwiecistą chustą głową i z życzeniami wszystkiego dobrego dołożą jakiś gratisowy ogórek czy inny kalafior.

Kiedy wreszcie odbieramy samochód, ten mruczy jak zadowolony kociak. My też mruczelibyśmy, gdyby nie fakt, że na opuszczenie Rosji zostały nam ledwie dwa dni i trzysta kilometrów do granicy. Może i dystans niepokaźny, ale mechanik radzi jeszcze wtryski sprawdzić, a oni nie mają tu jak. Jak się samochód po drodze rozkraczy – będziemy nielegalnymi w Rosji.

Cudownym zrządzeniem losu do granicy jednak docieramy na czas i bez problemów. Na razie…

– Wiza jest?
– No tu jest FAN ID. Do biletu na mistrzostwa dawali i służy jako wiza – tłumaczymy celnikowi przy wyjeździe z Rosji.
– Ale mistrzostwa w lipcu się skończyły, a już wrzesień jest.
– No tak, ale wasz prezydent przedłużył ważność FAN ID do końca roku.
– A tak, prawda – celnik kiwa głową ze zrozumieniem i dodaje – ale mistrzostwa się skończyły w lipcu, a to już wrzesień. Muszę zadzwonić po kierownika.

Pojawia się kierownik. Wysoki, szczupły, ciemnooki, ciemnowłosy. Przystojniak w czarnej skórze.
– Proszę za mną – prowadzi do biura z dala od budek celniczych – wykonam kilka telefonów i zaraz sprawę wyjaśnimy.

Mamy czas. Rozsiadamy się w korytarzu. Czekamy i czekamy. Zmęczenie, głód i cała sytuacja wprawia nas w nastrój wesołej histerii. Śmiejemy się z byle czego i czekamy na wyrok kierownika. Ten raz po raz wyłania się z biura z zapewnieniami o wykonywanych telefonach. Mamy czas.

Wreszcie prosi Andrzeja do biura. Ja zostaję na korytarzu. Minuty ciągną się w nieskończoność. Zaczynam się niepokoić. Po godzinie obaj roześmiani panowie wychodzą.
– No i?
– Czekamy na kierownika.
– A ten nie jest kierownikiem?
– To Sasza. Jest kierownikiem tego przejścia granicznego, ale teraz czekamy na jego kierownika.
– Aha. A powiedziałeś mu, że Putin FAN ID przedłużył do końca roku?
– Tak. On wie. Ale mistrzostwa się w lipcu skończyły a teraz już wrzesień.
– Ale przecież do końca roku przedłużone!
– Tak. On wie. Czekamy na kierownika kierownika.

Chwilę później krokiem wyższej rangi oficjela wchodzi do biura kierownik kierownika. Niski, przysadzisty mężczyzna z imponującą łysiną. Z uśmiechniętej twarzy bystro patrzą inteligentnie czujne oczy. Andrzej znów znika w biurze.

Po dwóch godzinach tym razem już trzech roześmianych facetów wychodzi na korytarz, serdecznie ściskając sobie ręce.
– No! To załatwione – huczy kierownik kierownika.
– Następnym razem jak będziecie w Rosji, dajcie mi znać. Wiza to przecież tylko pieczątka w paszporcie. Zawsze da się załatwić – rzuca roześmiany Sasza.

Panowie prowadzą nas do budki celniczej, gdzie bez żadnych przeszkód dostajemy pieczątki wyjazdowe.

– Co tam się właściwie wydarzyło? – pytam kompletnie zbita z tropu.
– A nic. Pogadać chcieli.

Po stronie kazachskiej zostawiamy kamper w niezbyt długiej kolejce samochodów i idziemy pokazać się z paszportami na odprawie. Zagaduje nas jeden z czekających.
– Wy z Polszy, da?
– Da.
– Ja w Polszy w wojsku służył za sowieckiego sajuza. Pod Jelenią Górą.
– O! Moja rodzina stamtąd pochodzi – rzucam uradowana.
– No! Dwa lata byłem. Marat jestem – przedstawia się nieznajomy – Tu jest mój numer. Jak będziecie przejeżdżać przez Pawłodar – dajcie znać.
– Wielkie dzięki. Tak po prawdzie to mechanik by nam się przydał. Wtryski musimy wymienić.
– Nie ma sprawy. Dajcie znać. Załatwię mechanika. Aha, a jak was policja będzie chciała po drodze zatrzymywać, to mówcie, że mnie znacie. Będziecie mieli „zielony korytarz” – Marat rzuca na odchodnym i dodaje – Ja w prokuraturze pracuję.

Wizy do Rosji mamy załatwione. „Zielony korytarz” w Kazachstanie też. Wszystko w ciągu ledwie jednego dnia. Cóż jeszcze się wydarzy? Moje rozmyślania przerywa celnik sprawdzający samochód.
– A tu kwatira da?
– Da kwatira. Tu kuchenka, tu spanie, tam dusz i toalet – wymieniamy standardową litanię.
– A no pażałsta. A na zadzie co?
– Garaż. Ciuchy, jedzenie.
– Odkriwajcie.
Andrzej otwiera bagażnik. Celnik załamany patrzy na piętrzące się w nim pudła.
– Aha. Ciuchy? Jedzenie?
– Da.
– A karabiny, pistolety macie?
– A można? – zamiast odpowiedzi rzuca Andrzej.
– No nie! Nie można! – zastrzega zapalczywie celnik.
– A to nie mamy.
– A to pażałsta. Dawaj, przejeżdżajcie.

Po ekspresowej kontroli pojazdu trafiamy na ostatniego celnika przy wjeździe do Kazachstanu. Ten pieczołowicie sprawdza paszporty i pyta.
– Dwa człowieki, da?
– Da.
– Na zadzie partizantów niet?
Wybuchając śmiechem, wjeżdżamy do Kazachstanu.

W Pawłodarze zaraz przed końcem miasta zjeżdżamy z dwupasmówki wprost na błotnisty plac z miasteczkiem garaży. Lewa strona placu otwiera się na podwórze zastawione samochodami maści wszelakiej. Jedne stoją pod ogrodzeniem na bosych felgach, kulawe bez kół, ślepe z brakującymi reflektorami i migaczami. Inne pchają się z rozdziawionymi japami podniesionych masek w kolejce do trzech potężnych bram warsztatu, gdzie jak w ukropie biegają mechanicy.

Na nasz widok dwóch mężczyzn w szarych kombinezonach wyłamuje się z krzątaniny i spieszy dowiedzieć się, dlaczego przyjechała do nich karetka.

– Forsunki i amortyzator trzeba wymienić – tłumaczy mechanikom Marat, którego dzień wcześniej poznaliśmy na granicy i który z miejsca poczuł się do odpowiedzialności zaopiekowania się nami.
– Uuuu. Amortyzator z Astany trzeba będzie zamówić. Trochę to potrwa – mówi niższy mechanik, drapiąc się w czubek dżokejki, spod której wyłażą niesforne kosmyki włosów.
– I piątek dziś. Nie dość, że zaraz zamykamy, to jeszcze zamówić będzie można dopiero w poniedziałek. Jak szef zaaprobuje – dorzuca przepraszająco jego wysoki, chudy kolega.

Miny nam rzedną. Patrzymy na co najmniej tydzień wyjęty z życiorysu. Ale cóż robić, samochód naprawić trzeba.

– A wiecie, gdzie się tu można zatrzymać? Żeby blisko do was było? – pyta zrezygnowany Andrzej.
– No hotele są. Ale w centrum raczej. Tu za miastem nic nie ma.
– To może jakiś parking, chociaż, bo my w samochodzie możemy mieszkać. Tylko żeby blisko.
– Na maszynie mieszkacie? – w idealnym duecie zadziwiają się mechanicy.

„Oprowadzanie” po maszynie wywiera na tyle silne wrażenie, że zaoferowany zostaje nam kącik przy końcu podwórca warsztatowego.
Następne dni owocują zamówionymi częściami, sprawdzonymi wtryskami, naprawą kilku drobniejszych usterek, o których istnieniu nie mieliśmy pojęcia i totalną adopcją przez mechaników.

– Macie Instagram? Żonie muszę pokazać! Nie uwierzy! – chudy, wysoki Andriej chłonie wszystkie informacje o naszej podróży. Wkrótce trasę przeszłą i przyszłą zna lepiej niż my sami.

Sasza, z niesfornymi kosmykami włosów pod dżokejką naprawia wszelką elektrykę i przynosi siaty pomidorów. Bo przecież musimy coś jeść, a kazachskie pomidory najlepsze.

Właściciel jednego z leczonych przez chłopaków samochodów, pucułowaty, skory do śmiechu jegomość, daje pół wora ziemniaków. Tak samo, jak pomidory – najlepsze! Kazachskie!

Brodaty stróż nocny zaprasza do kanciapy na herbatę. Nad czajem i ciastkiem pokazuje zdjęcia z rodzinnych wycieczek. Dzieli się spostrzeżeniami antropologiczno-filozoficznymi, ocierającymi się nawet o dinozaury. Opowiada o tym, jak za ZSRR można było za stypendium naukowe samolotem polecieć, a teraz już nie tak jak wtedy. Mówi o wypadku motocyklowym i każe uważać na Ryżego, bo może użreć.

A Ryży, kudłate stare psisko kręcące się na łańcuchu przy wejściu ignoruje nas już na równi z innymi domownikami warsztatu.

Adopcja kompletna. Skończona. Doskonała.

Wreszcie nadchodzi dzień łez i smutku. Samochód naprawiony – czas ruszać dalej.

W noc przed odjazdem pukanie do drzwi. W progu kampera staje brodata postać stróża. Barczysty, postawny ledwie mieści się w samochodzie.
– Palnik benzynowy wam przyniosłem. Zima idzie. Może się przydać.

Roztkliwieni ledwie możemy usnąć. Rankiem jest jeszcze gorzej. Żegnamy się wylewnie ze wszystkimi. W takt poklepywań po plecach i życzeń szerokiej drogi zabieramy się do odjazdu. Ryży ujada jak opętany. Też będzie tęsknił. Szczególnie do podkarmiania kocim żarciem o smaku ryby.

– No, ruszajcie! Szerokiej drogi i powodzenia. Instagram mam – będę was śledził – obiecuje, żegnając się Andriej.
– E, ja tam do żadnych Instagramów i Facebooków głowy nie mam – zarzeka się Sasza – Ale dajcie numer to na Whatsappie będziemy się kontaktować.

Kilka dni później, w drodze do Semej i poligonu nuklearnego, na Facebooku powiadomienie. „Twoja strona ma jedno nowe polubienie”. W szczegółach nowego konta nie ma ani zdjęcia, ani żadnych informacji. Ale nazwa mówi sama za siebie – „Sasza Elektrik”.

Share

Previous

Rozdział 9 - Ulgii, Mongolia

Next

Rozdział 11 - Ałmaty, Kazachstan

FACEBOOK

Okładka dla Peryferie
2,676
Peryferie

Peryferie

Ambulance around the world. Karetką dookoła świata.
From Poland to Alaska.

Peryferie is feeling lovely at Narwiański Park Narodowy.

2 months ago

Peryferie
Mr. Czarek is climbing Giewont. He's climbing because he doesn't want to take the cable car. That would be a bit like cheating. Like putting a motor on a shallow, wooden punt boat. An acquaintance of his suggested it. An electric one, and cheap, but Mr. Czarek said no – he prefers an oar. A wooden one, three meters and thirty-seven centimetres long. It's perfectly enough on the Narew because it's a shallow river. You can walk from one bank to the other without even getting your waist wet. And this year, it's very shallow indeed. He has never seen the water so low. Though on the bends, it can still reach up to three meters. The whole oar disappears. And with an oar, you can probe the bottom. You know where there’s sand, where there’s silt, where there are stones. With an oar, you get to know the riverbed by Braille. By touching. Motors only scare the fish away. And some people still use petrol ones. Even though it's forbidden in the Narew National Park. What can you do? People are irresponsible.Mr. Czarek is climbing Giewont. He listens to the birds and thinks how different they are from the ones back home on the Narew. There, in the reeds, live the reed warblers. Tiny, inconspicuous little birds, but they screech to high heaven! Non-stop, as if their tiny lungs didn't even need to draw breath. They screech but beautifully, not like rooks. He recently saw a kestrel chasing them off. They were probably attacking its nest. All by herself, smaller than two rooks, the kestrel didn’t back down. A tenacious parent. Here, on the way to Giewont, he thinks he hears finches. There, by the river, there are red-backed shrikes. They rarely sing, but when they do, they can weave imitations of other birds into their characteristic calls. Why do they do that? Who knows. They have another name, too – butcher-birds. That one comes from the way they impale what they catch – insects, caterpillars – on thorns or sharp twigs. By the Narew, you can also hear willow warblers, skylarks, and cuckoos – measuring out time rhythmically, reliably, and slowly. And on the river, time itself seems to flow in slow motion. The river, too, flows unhurriedly. Its current rarely speeds up. Well, unless a storm is coming. Then it ripples restlessly, combed by the wind. Mr. Czarek doesn’t go out on the water in a storm. It’s terrifying. It gets so dark you could poke your eye out. Lightning cut the sky like a luminous scalpel. Not at all from top to bottom, as gravity would have it. Sometimes sideways, defying physics. The Narew itself sometimes stands defiant against the world's order. It can flow against the current. That's because of the Vistula, which it flows into. When the queen of rivers swells too much, it pushes into the Narew's channel and shoves it upstream.Pushes it upstream, just as Mr. Czarek pushes himself up Giewont. And why is he pushing himself like this? And why these mountains, anyway? Well, somehow, in his old age, he decided to climb Giewont. Because why not? It was always the river, so for a change, he decided to carry his sixty-plus crosses up and place them next to the one on Giewont. He’d only ever been to the Czech Bohemian Paradise once. Beautiful! But the water was expensive as hell! Beer was twice as cheap, but water?! What a scheme they came up with! And Mr. Czarek doesn’t drink alcohol. He used to drink a beer now and then, but he no longer likes the taste. Non-alcoholic? He hasn't tried it. Is it any good? Well, you have to know which one to get and to know that, how many would you have to try.Mr. Czarek is not complaining, absolutely not! He's in good shape. His health is holding up. It's probably because of the Narew and the oar. He keeps moving. He pops out for some fishing almost every day. He likes catching pike the most. But only the big, grown ones. He releases all the small ones. Some catch even the fry. What can you do? People are irresponsible. And then there are the poachers. They cast nets and catch whatever they can. And the police? Well, what about the police? The police know exactly who, where, and when. But they do nothing. Mr. Czarek, in fact, usually releases what he catches. He only keeps enough for himself and his wife. A pike, a perch. He's heard you can catch an eel, but he never has. He heard it from someone he can trust. Others sometimes tell tall tales. There are also asps. Those aren't very tasty. There was this one fellow here who would catch fish and sell them to buy booze. The priest's housekeeper once asked him to catch her something, just not an asp, because it’s not tasty, and the priest would be angry. As luck would have it, an asp was all that bit. So what did he do? He took it to the presbytery. The woman knew nothing about fish, so she didn’t even recognise. Well, what can you do? People are irresponsible. They don't respect the river. And the Narew, though narrow and shallow, can be surprising. It is, after all, still an element. How many times have people drowned? A group of young people were once walking along the bank. Right by the water's edge. And the bank is undermined, of course. The grass covers the washed-out patches, and you don't even know when you might fall into the river. And as luck would have it, a girl fell in just like that. Mr Czarek happened to be fishing nearby in his punt. He fished the girl out, too. God, how scared she was! She'll remember it for the rest of her life. He's pulled out people who couldn't respect the river a few times now. That's why he prefers to stay away from people these days. Such human irresponsibility is too much for his nerves. He prefers to float into an oxbow lake.They call the Narew the "Polish Amazon" because it has so many backwaters, estuaries, and channels. If someone doesn't know it and goes kayaking, they can get lost. Not Mr. Czarek. He knows the Narew like his own backyard. The one in front of the house that was built in 'thirty-seven. Only that one and one other survived the war. He moved here from the town next door. Their borders meet, and if it weren't for the sign, you wouldn't know where one ends and the other begins. You enter the smaller one from the bigger one as if walking from a living room into a hallway. A natural extension. He used to live in an apartment block. This house was in his wife's family, and she inherited it. Maybe someday they'll move to the county town. When their strength runs out. Their daughter lives there with her husband. She's doing well for herself. She lectures in mathematics at the university. A smart girl. Sometimes, he and his wife pay them a "parental inspection" visit. They show up unannounced to see if everything is all right. And the daughter supposedly isn't expecting them, but she always seems to know. Her mother probably calls beforehand. Mr. Czarek doesn't call. He doesn't even answer. For him, the phone might as well not exist. He will, indeed, reply to a text message. But not right away. He doesn't take it to work – he's a welder – because what for? You either work or you make calls. Not when he's fishing, either, because it might fall into the water. And they make them so flimsy these days that a bit of rain is enough to make them stop working. He once had a flip phone. Damn! It fell in the water, he took the battery out, dried it, and it worked like new. And now?In the mountains, he would prefer not to have too many people around. Though he doesn't want to go alone either. Because if you don't know the way, you can get lost. This way, you can latch onto someone. It's different on the Narew. There, he floats with no one around. He'll glide into an oxbow lake, and it's as if he were sliding over a carpet. Leaves of yellow water-lilies and reeds. As if nature were casting a tapestry under his punt. He glides along, his punt a breaker of green, and sees paths woven into this tapestry with black, muddy threads. They are trodden tirelessly by the hooves of deer and wild boar, the claws of beavers, and the webbed feet of ducks.Nature rarely surprises Mr. Czarek, but sometimes it manages. He's fishing one day. Moored in the reeds as usual. He's smoking a cigarette – one for three sessions. It's healthier that way. And suddenly, he hears: splash, splash, splash. Splashing comes from the bank. A person couldn't get through those reeds. It must be an animal. But what kind? It's splashing loudly. Powerfully. It must be a moose. And indeed, out of the corner of his eye, Mr. Czarek sees a moose cow and her calf entering the Narew. Oh, it's a good thing they passed him by because he would have been no match for a worried mother. Not even with his oar – three meters, thirty-seven centimetres – which he had prepared just in case. And he probably wouldn't have used it anyway. He'd sooner swim to the other side. Mr. Czarek likes nature. Respects it. His dog used to sleep in the house and ate what the people ate. But only from your hand, because if you put the same food in his bowl, he wouldn't touch it. He recently saw on TV somewhere a dog drowning in a firefighting reservoir. There was another dog with him, and when it saw its friend in trouble, it ran to get a human. And went straight for a firefighter! Finally, it jumped into the water itself to save its companion. And let someone try to say that animals are not intelligent. That they have no soul! And that's why, for anyone who hurts them – the highest penalty. Or do the same thing to them that they did to the animal, like that senator who dragged his dog on a leash behind his car. Tie him to a car and let him feel what suffering is. Well, what can you do? People are irresponsible.Mr. Czarek walks up Giewont to place his sixty-odd crosses next to the single one, and he thinks. He would maybe go somewhere in a camper van, but his wife doesn't want to. She's gotten a bit lazy. He even has to pick her up from her sister's in the neighbouring town. Nine hours at work, and then off to fetch her. But he goes because he feels sorry for his wife. Thirty-six years together. A lifetime. You have to learn to compromise. You have to learn to be there for better or for worse. And that's why he will keep driving to fetch his wife. And he will drive her to do the shopping, and on Saturday, when she cleans – because she always cleans on Saturdays – he will escape the house so as not to be in the way. He will escape to his punt. To the Narew.The Narew is calm, unhurried, shallow. But it can surprise you. It can unexpectedly send a fire station and young firefighters who don't know if anyone in the area uses a punt. But his father will surely know. Oh! There he is now. The father – Piotr – is coming out of the little shop by the fire station with a beer and some crisps, and he knows. And he calls. He calls Mr. Czarek's wife because everyone knows Czarek won't answer. For him, the phone might as well not exist. His wife answers and arranges everything. Tomorrow at twelve, because Czarek works until eleven. He will be waiting behind the playground by the kayak rental. With his oar – three meters, thirty-seven centimetres long. It could be ten past twelve or even twenty past. He'll wait a bit. Well, unless there's a storm. Not then. He doesn’t go out on the water in a storm.#Narew #narewnationalpark ... See MoreSee Less

Photo

View on Facebook
· Share

Udostępnij na Facebooku Udostępnij na Twitterze Udostępnij na LinkedIn Udostępnij przez e-mail

Peryferie is at Kapadocja-Turcja.

2 months ago

Peryferie
Wraz z Onet Podróże zapraszamy w podróż do niezwykłej, bo... śnieżnej Kapadocji 😁🤩#kapadocja #turcjaOdkryłam tajemnice niezwykłej tureckiej krainy. Bajka wykuta w skale: Onet./Zdjęcia własnedlvr.it/TLF0S2 ... See MoreSee Less

Photo

View on Facebook
· Share

Udostępnij na Facebooku Udostępnij na Twitterze Udostępnij na LinkedIn Udostępnij przez e-mail

Peryferie is feeling puzzled with Andrzej Wiśniewski in Larnaca District, Cyprus.

6 months ago

Peryferie
He called me. The rate was standard for the first zone of the European Union. The connection was surprisingly good, considering he was calling from the 4th century BC.So, he calls and says that he was born here. Here in Larnaca, although then it was still called Citium. His name is Zeno. I know that because it showed up on my phone. I also scanned the QR code from the monument myself. I probably wouldn't have answered if I hadn't known who was calling. I usually don't answer calls from strangers.He introduced himself politely. Plus, his voice was pleasant and deep - a pleasure to listen to. So, I listened. And he says that he is the son of a merchant. The family was doing well; they lacked nothing because, in his time, Citium was a prominent trading port. He helped his father at work like a good son, being prepared to take over the business. Once, he sailed with goods - fabrics - to Athens. Normal thing - sell and come back. Not this time. The ship crashed, but he survived the disaster.This event changed his life. Yes, disasters tend to change lives. And contrary to popular belief, it is not always for the worse. Zeno himself sees the whole affair at sea as an extremely happy event. Thanks to this, he ended up in Athens, no longer as a merchant but as a man seeking knowledge and understanding. And he sought them from the great Greek philosophers. He soon became one of them himself. He taught that man should live in harmony with nature and accept everything that it sends with equal calmness. Even what is bad and negative from a human perspective. He delivered his teachings in the porticoes of the Athenian square called stoae. Hence, the name of his philosophy is Stoicism.I was surprised by his public speaking because, at the beginning of the conversation, he admitted that he did not like crowds. That he prefers nature, its harmony, wisdom and peace. I completely agree with him here, but apparently, the desire to spread knowledge was stronger than the self-preservation instincts. So, he went to the agora and preached his teachings. And in order not to be unfounded - he lived by them. He renounced wealth because it leads to nothing good. It only deepens divisions: the rich get richer, and the poor get even poorer. And he firmly believed that all people should be equal because equal they are. Period. The Athenians (certainly not all of them) liked his teachings so much that they gave him the Golden Laurel - a great distinction. What's more, they offered Zeno Athenian citizenship. However, he politely refused because he did not want to betray his native Citium.Zeno lived in Stoic tranquillity for a long time—for 98 years, he says—until finally, the Earth called him. How?"One day, I hit my toe; I think I even broke it. I knew right away that it was the Earth's calling. What to do. I said to Earth: "Yes, yes, I hear you! No need to shout like that." I lay down, closed my eyes, held my breath and died. But I've been talking here for far too long. And yet a man has only one mouth and two ears, which means he should talk less and listen more. Now go and explore my Larnaca, my Citium - says Zeno and hangs up.So, we're exploring. We explore the museum with the temple ruins of Citium. Maybe one of them was next to Zeno's house? Maybe. History locked in the remains of earthen walls is silent. But behind our backs, a lively and loud one unfolds. The ear-piercing screech of a beautiful blue parrot echoes. The elderly security guard catches it to his collection. According to the olden method, he put sticks smeared with a sticky substance on the pomegranate tree right next to the fruits, so plump they burst. If you put your finger on it, it will come off without any problems. The bird's tiny paws will not. It will get stuck until someone releases it. Or until it dies of hunger and exhaustion. The guard catches the parrot for his collection. Poachers en masse catch small migratory birds to the point of extermination of entire populations. They sell them to restaurants for bird shasliks - a traditional Cypriot dish. And what would Zeno say to that?He says nothing. Doesn't call anymore. Even when we visit his second monument on Europe Square. Around there are colonial buildings that once housed the port manager, the customs office and warehouses. Today, it is the City Hall, gallery and archive. Opposite is the promenade and marina with luxury yachts. And Zeno is nowhere to be seen. We walk, we search. We even illegally peek behind the ugly metal fences of the amusement park that is being dismantled. And we almost missed him, among the cables, scaffolding, metal parts and colourful lights that only yesterday were still carousels. He stands on a pedestal, which now serves as a stand for toolboxes, work gloves and half-empty water bottles. He stands in complete and utter chaos. And he stood like that when, for many months, human feet swirled above him. He stood in noise, din, and commotion. He stood and did not move. So stoic.Would he be just as stoic if he wasn't encased in stone?#cypr #cyprus #larnaka #larnaca_city #zenoofcitium #stoicyzm #stoicphilosophy ... See MoreSee Less

Photo

View on Facebook
· Share

Udostępnij na Facebooku Udostępnij na Twitterze Udostępnij na LinkedIn Udostępnij przez e-mail

Search

LEARN MORE

architecture architektura dom historia history home kuchnia kultura natura nature obyczaje religia

You Might Also Like

Podróż, Rosja
Aug 6, 2018

Rozdział 3 – Krasnojarsk, Rosja

Spotkanie z Nikolajem, które nieopatrznie skończyło się pod granicą z Kazachstanem, kosztowało nas telepanie się po...

Read More
0 0
Mongolia, Podróż
Sep 12, 2018

Rozdział 5 – Ułan Bator, Mongolia

Przejście graniczne Rosja-Mongolia. W chaosie do okienka celniczego przytłacza nas pchająca się z każdej strony...

Read More
0 0

Leave A Comment Cancel reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *


INSTAGRAM

peryferiemag

Karetką Dookoła Świata
Around the World in the Ambulance
From Poland to Alaska
📍 Our newest post 👇

[🇬🇧ENGLISH IN COMMENTS] Obecnie najczęsts [🇬🇧ENGLISH IN COMMENTS] 
Obecnie najczęstszym pytaniem z jakim się spotykamy jest: „Czy pandemia pokrzyżowała nam plany?”. 

Jasne! 

Według nich, już od ponad sześciu miesięcy mieliśmy przemierzać Afrykę. Prawdopodobnie przejechalibyśmy już zachodnią część, przecięli kontynent i zmierzali wschodnim wybrzeżem w stronę Republiki Południowej Afryki. Stąd mieliśmy promem wysłać „Rafałka” do Argentyny i w 2021 roku zacząć kolejny etap podróży. Tak, żeby wciągu zaplanowanych czterech lat dotrzeć do naszego celu – Alaski.

W zamian za to, już od niemal roku jesteśmy w Portugalii. 

Przez ten czas zdążyliśmy się w tym kraju zakochać bez pamięci – w kuchni, której smaki zmieniają się kalejdoskopowo w zależności od regionu, podobnie jak zmienia się krajobraz i aura. W kulturze i tradycjach, które są barwne, głośne i radosne, tak, jak ludzie Portugalii. Ludzie, którzy przyjmują nas niemal jak rodzinę wszędzie tam, gdzie się pojawiamy.

Tak, pandemia pokrzyżowała nam plany. Na szczęście.

Zatrzymała nas w miejscu na tyle długo, żebyśmy mogli sobie uświadomić, że nasza podróż przestała być podróżą. Stała się życiem. 

Uświadomiliśmy sobie, że cztery lata przerodzą się w cztery następne i następne i następne… Przestaliśmy się stresować niedotrzymanymi terminami przekraczania granic, nieodhaczonymi punktami na liście rzeczy do zobaczenia. Czas, z głównej przeszkody, niedogodności w naszej podróży, przerodził się w największego sprzymierzeńca.

Uziemiając nas, pandemia dała nam możliwość prze-ewaluowania naszych priorytetów. 

Cel jednak wciąż pozostaje bez zmian – Alaska. Wolniej, bardziej świadomie, ale do przodu. 

Zanim jednak ponownie pojawi się możliwość ponownego bezpiecznego przekraczania granic, zabierzemy Was w podróż po wspomnieniach z dwóch minionych lat w trasie… oraz po przepięknej Portugalii.

#portugalia #portugal #regua #altodouro
- Dzień dobry! Co tam? Zima idzie? Krzyknął An - Dzień dobry! Co tam? Zima idzie?

Krzyknął Andrzej. Bo on już tak ma, że jak widzi istotę ludzką, to zagaduje. Ja gadam do zwierząt. Ludzie są jego.
Teraz też krzyknął to swoje „dzień dobry”. Do człowieka oprócz nas jednego jedynego w okolicy. Bo tu, na szczycie grzbietu gdzieś pośrodku Beskidu Żywieckiego pod koniec października prawie nikogo.

To też zaczepiony mężczyzna się zdziwił. Nie dość, że jesteśmy, to jeszcze zagadujemy.

- Dzień dobry. Ano idzie – odpowiedział trochę podejrzliwie. Jakby sprawdzał, czy to na pewno do niego.

- No, my też się szykujemy. Gospodarz lada dzień ma nam drewno na opał dowieźć – ciągnął Andrzej, nawiązując do cylindrów jasnych świeżo porżniętych pniaków, co otaczały mężczyznę jak żółte kurczęta karmiącą je gospodynię. - Bo my tu zaraz obok chatkę wynajmujemy, wie pan.

I nagle, jakby w mężczyźnie coś pękło. Pękła tama podejrzliwości i popłynęła powódź mowy. Kilka słów rzuconych, ot tak, z grzeczności wywołało lawinę relacji, wspomnień, utyskiwań i pochwał. Tego wszystkiego, co to w człowieku siedzi cichutko jak zwierzątka jakieś, gotowe wyskoczyć, kiedy tylko nadarzy się sposobność.

- Ano, panie! Trzeba się szykować już teraz, bo pogoda jeszcze dobra, ale zaraz śnieg sypnie i koniec! A zima to zawsze czai się, czai i znienacka przychodzi. Raz jest pięknie, słonecznie jak dziś, a jutro już świata spod śniegu może nie być widać. Ja, panie, wiem, bo to tu już siedemdziesiąt lat żyję.

Siedemdziesiąt lat! Jezu drogi zmiłuj się! Chłop wysoki, szczupły. Prosty jak struna. Co prawda poczochrane wiatrem i pracą włosy bardziej siwe niż czarne, ale twarz zmarszczkami usiana tylko okazjonalnie. I to tylko takimi, co robią się od śmiechu – w kącikach ust i oczu. Ramiona i ręce mocne i pewne. Machają siekierą bez wysiłku jak skrzypek smyczkiem. A węzły mięśni na przedramionach tańczą w takt wybijanego przezeń rytmu i rzucają ciężkie drewniane kloce na zieloną przyczepkę małego traktora.

Siedemdziesiąt lat! Aż się chce za siekierę i piły łańcuchowe łapać, kloce przerzucać i pracować na taką siedemdziesięcioletnią formę.

- A może panu pomóc?

... Ciąg dalszy pod linkiem w bio :) 

#vanlife #kamper #góry #beskidżywiecki #drwal #podróże
[🇬🇧 ENGLISH IN COMMENTS] - Ależ on piękni [🇬🇧 ENGLISH IN COMMENTS]

- Ależ on pięknie wygląda! 

Pierwszy raz na Monastyr Sumela spojrzeliśmy z oddali mostu doń prowadzącego. Potężna budowla wtulała się w jeszcze potężniejszą górę. Bezpieczna w objęciach ostrych, skalistych stoków lewitowała nad falującym morzem zieleni. 

Według legendy, sama Matka Boska wskazała miejsce, na którym miała być wzniesiona budowla, gdzie spocznie jej ikona, wykonana przez Św. Łukasza. 

Boskie miejsce!

Im bardziej się zbliżaliśmy do monastyru, tym większy podziw w nas wzbudzał. Coraz dokładniej widzieliśmy koronki krużganków, którymi kiedyś spacerowali zakonnicy. Coraz wyraźniej wyobrażaliśmy sobie widoki, które musieli widzieć z okien swoich cel. Bezpiecznie zawieszeni w powietrzu na kamiennej chmurze monastyru.

Z aparatami w gotowości pędzimy do kasy, żeby jak najszybciej móc dokumentować piękno miejsca. Mimo ucha puszczamy uwagi kasjerki, że wejść można owszem, ale trwają teraz roboty renowacyjne. Kiwamy, głowami, że wiemy, że nieważne, że zapłacimy każdą cenę, żeby tylko zobaczyć na żywo obraz, który już wymalowaliśmy sobie w wyobraźni. 

Z palcami drżącymi gotowością naciskania migawki wpadamy na dziedziniec monastyru i …

...stajemy przed gigantycznym rusztowaniem, które zasłania absolutnie wszystko. Nie tylko sam budynek, ale i widok zeń się rozciągający.

Czasami warto wyciszyć nieco wyobraźnię, a wsłuchać się bardziej w słowa kasjerek.

#turkey #turcja #sümela #sümelamanastırı #sumelamonastery #yourshotphotographer
Five years ago, we left Singapore. We sold out al Five years ago, we left Singapore.

We sold out almost seven years of life there, and what was left fit in three bags per person.

A perfect lesson in minimalism before an even bigger one - squeezing life into a homebulance.

We managed.

Just like, we managed to leave stability, safety and comfort behind. Exchange them at a very low rate for the inconvenience, uncertainty, and often pure fear.

What for? To have an adventure? Enjoy the adrenaline rush?

That too.

But most of all, to find what is important in yourself and follow it to the end.

Even if the mind loses its mind, and common sense tears the hair out of its head.

They quickly came around.

Because it was worth it. Because it is worth it.

Our journey continues. It takes different directions, but it's getting us closer to Alaska every day. Even when we're staying in one place. Every day we walk the path we chose five years ago, and every day we appreciate it even more.

Even though sometimes we don't feel like it and think that maybe enough is enough. But then we look back. At all the road turns we overcome, all the ups and downs, all the tears of frustration and happiness. And all the people who have blessed our path with their existence.

Then we look ahead. At the road turns that wind before us, and everything that awaits there. Mystery? Sadness? Joy? Friendships?

And let Alaska be somewhere there, far away. Let it exist so that it can be reached.

But let the journey itself last as long as possible.

#aroundtheworldintheambulance
“What a gorgeous building!”, we exclaim in uni “What a gorgeous building!”, we exclaim in unison at sight of ancient mud and wood structure. Pale, sun-washed arches of balconies crown the first floor. The ground floor pleases an eye with intricate carvings around the doors and windows. Uneven boards, slanted angles, moss-covered roof – somehow all these imperfections come together in a perfect structure. “It is the 14th-century Amburiq Mosque”, explains our guide. “You see, it is not only one of the oldest mosques in Baltistan but also a symbol of unity. Up until the 16th century, Baltistan was mostly Buddhist. Even though, when in the 14th century Amir Kabir Syed Ali Hamdani – the Persian Sufi – showed up, all the people of the Shigar came together to help him build this mosque. It is a blend of cultures and architectures that you can clearly see in the Kashmiri, Tibetan and Persian patterns, symbols and motifs captured in the building. It is also a symbol and a statement that all the people, no matter the beliefs nor origins, can live together, peacefully side by side. It was created centuries ago, but I believe it is still possible.”
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
#lppathfinders #polishtravelblogs #yourshotphotographer #lpfanphoto #travel #nationalgeographictraveler #instatravel #picoftheday #BBCTravel #natgeo #natgeopl #nationalgeographic #aroundtheworld #magazynpodroze #poznajswiat #kontynenty #magazynkontynenty #lpinstatakeover #prostozpodrozy #polacywpodrozy #culturetrip #pakistan #amburiqmosque #shigar #pakistan #aroundtheworldintheambulance
The town of Shigar looks almost deserted. Shops, b The town of Shigar looks almost deserted. Shops, bazaars and tea houses are closed. There is nearly no one in sight. Only here and there, we can see small groups of people gathered around someone’s house. They skin and portion freshly killed sheep in celebration of Eid al-Adha – the Festival of Sacrifice. We drive through an unusually quiet town watching as people get ready to share the meat with their families, neighbours and the poorest. 
Suddenly, an uproar slits through a silent stillness of Shigar. Hundreds of excited voices rise to the sky only to fall down onto empty streets of the town, echoing between stone houses. The upheaval repeats itself over and over again. It gets louder as we drive nearer to the dirt square surrounded by stone walls. Perched on their top, are men in all ages – from few-year old boys to silver-haired gentlemen leaning on the walking stick. All of them gaze hypnotized at the centre of the dirt square.
And there, there is a war. Men on horses charge towards each other shouting. Their mounts glisten from sweat. Clusters of sand shoot out from under their hooves, while the men sitting atop fight with wooden poles for a tiny ball. When one of them succeeds the crowd loses itself in deafening cheer for the winning polo player.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
#lppathfinders #polishtravelblogs #yourshotphotographer #lpfanphoto #travel #nationalgeographictraveler #instatravel #picoftheday #BBCTravel #natgeo #natgeopl #nationalgeographic #aroundtheworld #magazynpodroze #poznajswiat #kontynenty #magazynkontynenty #lpinstatakeover #prostozpodrozy #polacywpodrozy #culturetrip #shigarvalley #polo #pakistan #aroundtheworldintheambulance
Follow on Instagram
Copyrights © 2020 www.peryferie.com All rights reserved.
Back top